OBRZĘDY WSTĘPNE

ROZDZIAŁ 4

Procesja wejścia

Pierwszym elementem obrzędów wstępnych Mszy Świętej jest tak zwana procesja. Można by pomyśleć: „Cóż ciekawego w procesji? Przecież ksiądz musi jakoś dojść do ołtarza, a że nikt z nas nie umie się teleportować, to on też po prostu idzie”. Otóż nic bardziej mylnego. Ten początek ma swoje bardzo piękne znaczenie teologiczne.

Samo słowo „procesja” wzięło się od łacińskiego procedere, czyli „postępować”. Procesja to więc inaczej przyjście kapłana i całej asysty do ołtarza. Ten element liturgii ma swoje bardzo praktyczne początki. Dawniej zakrystie zwykle były usytuowane przy drzwiach kościoła, dokładniej przy głównym wejściu. Kapłan, żeby dojść do ołtarza, musiał przejść przez całą świątynię, od drzwi do prezbiterium leżącego zupełnie po przeciwnej stronie, stąd więc wziął się ten obrzęd, który ma oczywiście także swoje teologiczne znaczenie.

Kapłan idący do ołtarza jest zwykle otoczony grupą ludzi, czyli asystą. Wśród nich znajdują się ministranci, ale też inni księża lub diakoni — szczególnie jeśli Msza jest bardzo uroczysta. Jeśli więc danego dnia wypada jakieś święto lub uroczystość i asysta jest rozbudowana, procesja ma ściśle określony porządek. Na samym jej początku idzie kadzidło, następnie świece, a pomiędzy nimi krzyż, dalej zaś asysta liturgiczna, czyli ministranci, lektorzy, akolici, szafarze nadzwyczajni i wszyscy inni, potem niesiony jest ewangeliarz ze Słowem Bożym, a na końcu idzie główny celebrans.

Te wszystkie elementy procesji mają przepiękną symbolikę. Kadzidło niesione na początku oznacza modlitwę. Dla nas uczestniczących we Mszy jest to więc jasny sygnał, że gdy zaczynamy czuć kadzidło lub je chociaż widzimy, zaczynamy się modlić i oddawać chwałę Panu Bogu. Tym uwielbieniem niejako oczyszczamy drogę prowadzącą do spotkania z Nim. Świece wraz z krzyżem, które idą tuż za kadzidłem, mają przypominać i uświadamiać, że wszystko, co się za chwilę wydarzy na naszych oczach, dzieje się dlatego, że Chrystus umarł i zmartwychwstał. On sam nas prowadzi do niezwykłej tajemnicy, która z kolei oświetla wszystko w nas. Następnie w procesji idzie asysta liturgiczna, czyli wszyscy służący do Mszy, a tuż za nimi Słowo Boże — ewangeliarz, który uniesiony do góry jest znakiem tego, że podczas Eucharystii Chrystus będzie nas nauczał, On sam opowie o dziele zbawienia, którego dokonał. Na końcu procesji znajduje się główny celebrans, zwany „ręką Boga”. I choć może to określenie trochę śmiesznie brzmi, jest bardzo prawdziwe, ponieważ podczas Mszy Bóg najpierw działa Słowem, a potem ręką kapłana robi to, co wcześniej powiedział. W procesji, nawet w samym jej układzie, symbolicznie widać już cały scenariusz Eucharystii, czyli to, że za chwilę spotkamy się z Bogiem (dym kadzidła), że będzie to spotkanie w tajemnicy męki i zmartwychwstania Jezusa (krzyż), że to wszystko oświeci nasze życie (świece), a także, że Chrystus najpierw nam to opowie (ewangeliarz), a potem wykona to rękami kapłana.

Celebrans, który idzie do ołtarza, przechodzi przez kościół, mijając wiernych, by na końcu znaleźć się sam przy ołtarzu, czyli najpierw jest między ludźmi, a potem wychodzi spośród nich. To nic innego jak zastosowanie w praktyce słów Listu do Hebrajczyków, mówiących, że kapłan jest z ludu wzięty i ustanowiony po to, by dla niego sprawować święte obrzędy (por. Hbr 5,1). Ksiądz jest takim samym człowiekiem jak wszyscy inni wierni. Tylko na ten jeden moment sprawowania Eucharystii zostaje wzięty z ludu i postawiony na środku po to, by dać zebranym to, co chce ofiarować im sam Pan Bóg. Gdy to jednak już zrobi, wraca z powrotem do ludu, idąc w procesji. Myślę, że to bardzo wzruszający symbol ukazujący kapłanowi, że jest tylko jednym z wiernych, którego Pan Bóg na chwilę potrzebuje, by sprawował sakrament, i którego Bóg wybrał, by na ten czas stawał się Jego ręką. W Eucharystii rzeczywiście bardzo jasno jest rozróżniona rola wiernych i kapłana. Nie znaczy to jednak, że my księża jesteśmy lepsi lub stanowimy wyższą klasę, ale że po prostu w tym sakramencie mamy zupełnie inne funkcje i zadania.

Oczywiście procesja wejścia w historii chrześcijaństwa szybko nabrała także duchowego znaczenia. Istnieją dwa teologiczne skojarzenia dotyczące tego momentu Mszy. Pierwsze z nich to odniesienie do wszystkich pielgrzymek biblijnych, a szczególnie do wędrówki Izraelitów z Egiptu do Ziemi Obiecanej. Podobnie jak naród wybrany wychodził z niewoli, tak my, lud Boży, gromadzimy się na Mszy, by Bóg mógł nas wyzwolić z grzechu i byśmy mogli wyjść z tego wszystkiego, czym byliśmy uciemiężeni, ku wolności. Drugie duchowe znaczenie tego obrzędu kryje się w odwołaniu do nietypowej procesji, którą odbyli Izraelici wokół murów Jerycha. To miasto było ostatnią twierdzą stojącą na drodze narodu wybranego do Ziemi Obiecanej i zostało pokonane w taki sposób, że Izraelici przez siedem dni chodzili wokół Jerycha, po czym jego mury upadły. Co to znaczy w kontekście Mszy? Rozpoczynamy procesję, czyli rozpoczynamy również walkę duchową — a raczej Jezus ją za nas zaczyna. Na Eucharystii za każdym razem Jezus podejmuje walkę ze złem, by swoją śmiercią i zmartwychwstaniem je zwyciężyć.

Co ciekawe, w pierwszych wiekach chrześcijaństwa procesja wejścia odbywała się w ciszy. Dopiero mniej więcej od V wieku zaczęto wprowadzać śpiewy. Najpierw były to po prostu psalmy, które śpiewano lub recytowano, podchodząc do ołtarza. Psalmy wyewoluowały w inne pieśni i hymny, które wykonuje się do dziś. Oczywiście i obecnie, gdy nie ma kantora lub człowieka, który może poprowadzić śpiew, kapłan z asystą wchodzą w milczeniu, potem zwykle zaś czyta się tak zwaną antyfonę na wejście, czyli krótki werset psalmu lub inny fragment z Biblii.

Podsumowując, procesja to zaledwie piętnaście sekund, gdy kapłan z ministrantami podchodzą do ołtarza, a już tyle się w niej dzieje — i pielgrzymka do Ziemi Obiecanej, i pokonanie Jerycha, i ustanowienie roli kapłana w zgromadzeniu. Taka jest cała Msza — pełna symboli i ukrytej głębi.