Wychowywali się na swobodzie. Rozbrykani, jak wszystkie wiejskie dzieci. Dwie dziewczynki i chłopiec o dziwnie poważnych oczach. Tacy są na słynnej fotografii z 1917 roku, zrobionej, gdy Hiacynta miała siedem, Franciszek dziewięć, a Łucja dziesięć lat.

Franciszek i Hiacynta byli ósmym i dziewiątym dzieckiem Olimpii dos Santos (siostry ojca Łucji) i Manuela Marto, zwanego Ti Marto („Ti” to wiejski odpowiednik „pan”). Osada Aljustrel, gdzie się urodzili, należała do Fatimy, składającej się z kilku małych przysiółków rozrzuconych wśród oliwkowych sadów i wzgórz Serra de Aire.

Ich życie naznaczone było wydarzeniami, które przypominały najbardziej niezwykłą baśń. Ale nie były nią. Latem 1916 roku, w chwili, gdy właśnie wyszli ze skalnej groty, gdzie schronili się przed deszczem, i zamierzali zagrać w hecle, nagły podmuch silnego wiatru kazał im unieść głowy. Światło bielsze od śniegu ukazało się ponad drzewami na wschodnim niebie. Stopniowo przybierało postać młodzieńca, „przezroczystego, lśniącego mocniej od kryształu”, wspomina po latach Łucja. Przerażeni i zaskoczeni usłyszeli: „Nie bójcie się, jestem Aniołem Pokoju, módlcie się ze mną”. Anioł uklęknął i pochylił głowę do samej ziemi. Nauczył ich modlitwy, którą powtórzyli. Powiedział: „Módlcie się w ten sposób. Serca Jezusa i Maryi słuchają z uwagą waszych próśb”.

Byli wstrząśnięci, ale nigdy nie rozmawiali ze sobą od tym zdarzeniu. Nikomu też o nim nie opowiedzieli. Od tego czasu najchętniej przebywali razem. Anioł przychodził jeszcze dwukrotnie.

Trzy osobowości

Łucję lubiano powszechnie, miała naturalny autorytet. Była łagodna, uprzejma, pełna wdzięku. Dziewczynki we wsi przepadały za nią i uważały, że jest mądra. Wiodła prym we wszystkich zabawach. Franciszek był typem kontemplacyjnym. Małomówny i spokojny, nosił zawsze ze sobą flet, na którym przygrywał Hiacyncie i Łucji, kiedy śpiewały i tańczyły. On i Hiacynta mieli dobrego ojca. „Chociaż Ti Marto nie umiał czytać, był człowiekiem prawdziwej mądrości i roztropności”, pisze Giovanni de Marchii IMC, włoski ksiądz, który go dobrze poznał (w latach 1943-1950 mieszkał w Fatimie i wiele rozmawiał ze wszystkimi świadkami wydarzeń ). Chłopiec, tak jak jego ojciec potrafił zachwycać się pięknem nieba, wpatrywał się bez końca we wschody i zachody słońca; był łowcą przygód. Niczego się nie bał, mógł pójść wszędzie po ciemku. „…gdy znalazł małego węża, potrafił sprawić, że ten owijał się o jego laskę. Napełniał owczym mlekiem szczeliny w skałach, by węże mogły się napić”. Jego ojciec pamiętał jednak, że zwykle opanowany i cichy Franciszek potrafił być bardziej nieujarzmiony niż żywiołowa Hiacynta i wierzgać jak młody cielak.

Hiacynta była uczuciowym, wrażliwym, a zarazem wesołym, inteligentnym, pełnym uroku dzieckiem, bardzo kochanym przez ojca. Szybka, przedsiębiorcza i pełna pomysłów. Ks. de Marchii przypuszcza, że pomysł – powzięty jeszcze przed objawieniami Matki Bożej – by ich codzienny, odmawiany na pastwisku różaniec polegał na powtarzaniu tylko dwóch słów: „Zdrowaś Maryjo” był jej autorstwa.

Matka Łucji, Maria Rosa dos Santos była wcieleniem porządku i prawości. Była także jedną z nielicznych światłych kobiet w wiosce, umiała czytać. Uczyła katechizmu dzieci swoje i sąsiadów. Czytywała dzieciom fragmenty Biblii i książek religijnych. Zawsze przypominała o różańcu (wyjątkowo lubianym przez Portugalczyków). I to właśnie ona miała wkrótce okazać się tak niezwykle brutalna wobec własnej córki. Nie mieściło się jej w głowie, by objawienia były czymś innym niż wymysłem dziecięcej fantazji. Biła Łucję kijem od szczotki, by „przyznała się do kłamstwa”. Przepełniona bezsilną złością z powodu odmowy nakazywała jej uklęknąć przed proboszczem i prosić o wybaczenie. Sprawczynią gniewu ambitnej wieśniaczki niechcący okazała się mała Hiacynta.

Czasem nie można utrzymać języka za zębami 

Codziennym ich zajęciem było wypasanie owiec na wzgórzach wokół wioski. Z rzadka tylko padał tam cień drzew oliwkowych, sosen i niskich dębów skalnych. Dzieci wstawały przed świtem, żeby owce mogły posilić się mokrą jeszcze od rosy trawą. Jaskinie były ulubionym miejscem ich zabaw. Gdy słyszały dzwony kościelne lub widziały słońce w zenicie przerywały zabawę, by odmówić Anioł Pański. Tej niedzieli, 13 maja, wybrały się na ustronne pastwisko usiane skałami i krzewami, zwane Cova da Iria. Nową zabawą miało być budowanie kamiennych zamków. Dziewczynki miały znosić kamienie, Franciszek obmyślał architekturę. Nie było wiatru i niebo było bezchmurne. Nagły grzmot i silne światło, jakby błyskawica przeszyły powietrze. Dziewczynkom wypadły z rąk kamienie. Zaczęli uciekać po zboczu. I wtedy nad koroną małego skalnego dębu ujrzeli „najpiękniejszą Panią”. „Nie bójcie się”, usłyszały dziewczynki. „Nie zrobię wam nic złego”. „Skąd Pani jest?”, zapytała Łucja drżąc z emocji. „Jestem z Nieba”.

Ten dialog stał się jednym z najsłynniejszych w historii świata. Został zapisany i jest cytowany do dziś w niezliczonej ilości publikacji. Jest w nim prośba Pani z Nieba, by dzieci przychodziły w to samo miejsce trzynastego dnia miesiąca przez pół roku. I obietnica, że Hiacynta i Franciszek wkrótce pójdą do Nieba. Oraz pytanie, czy dzieci chcą ofiarować Bogu wszystkie cierpienia, jakie On im ześle, jako zadośćuczynienie za grzechy, którymi jest obrażany, i dla nawrócenia grzeszników. Dzieci się zgodziły. Matka Boża poprosiła je o codzienny różaniec „by przynieść światu pokój i zakończenie wojny”.

Po pierwszym objawieniu Łucja była zdania, że najlepiej będzie jak cała trójka zatrzyma je w tajemnicy. Wiedziała, że ludzie potrafią wyszydzić albo sprowadzić do sensacji każdą rzecz, której nie będą w stanie zrozumieć. I tak też się we troje umówili. Czuli zresztą, że tak należy. Jak jednak tajemnicy miała dochować mała Hiacynta, która podskakiwała i powtarzała wciąż: „Ai, que Senhora tão bonita!” („O, jaka piękna Pani!)”? „Widzę, że wkrótce wszystkim rozpowiesz” – powiedziała Łucja. „Naprawdę, nikomu nie powiem!”. „Nie piśniesz słowa, nawet swojej mamie?”. „Nikomu nie powiem!”.

Ale kiedy wieczorem rodzice Hiacynty i Franciszka wrócili do domu z targu, na który wybrali się, by kupić prosię (w tamtych czasach w Portugalii handel w niedzielę był na porządku dziennym), Olimpia Marto już w drzwiach została zarzucona gwałtownymi okrzykami. „Mamo, widziałam dziś Matkę Bożą w Cova da Iria!”. Matka była rozbawiona: „Jesteś naprawdę głupiutka, jeśli wierzysz, że Matka Boża objawiłaby się takiej dziewczynce jak ty”.

Ojciec tymczasem najspokojniej na świecie poszedł do zagrody, by przypatrzeć się jak prosię przyjmuje się wśród trzody. Matka mieszała paszę. Gdy wszyscy zebrali się przy kolacji Hiacynta powtórzyła opowieść, przerywając ją okrzykami radości i opisem szaty Maryi, sposobu, w jaki składała dłonie i trzymała różaniec. Franciszek wszystko potwierdził. Siostry były przejęte, starsi bracia śmieli się do rozpuku. Wreszcie przemówił ojciec, który siedział dotąd milczący nad miską zupy. „Jeśli dziś świat jest w kiepskiej kondycji, byłoby jeszcze gorzej, gdyby nie zdarzały się takie rzeczy. Wielka jest moc Boża! Jeszcze nie wiemy, co to jest, ale coś z tego będzie. Wola Boża wypełni się!”.

Ti Marto wyznał po latach autorowi książki, że od początku wierzył, że dzieci mówią prawdę. Nie miały przecież żadnego wykształcenia. Jak mogłoby coś takiego ot, tak wymyślić… „Czy sądziłem, że dzieci mogą kłamać? Skądże!”.

Odrzucenie

Wcześniej jednak w Fatimie rozegrał się prawdziwy dramat. Nadprzyrodzoność opisywana dziecięcym językiem zderzyła się z nieufnością twardych wieśniaków i wścibstwem rozplotkowanych dziewcząt i kobiet. Także z pełnym urazy dystansem proboszcza i dziką furią wójta miejscowej gminy Ouram.

Rodzina Łucji nie należała do zamożnych. Ich warzywne uprawy w Cova da Iria od czasu objawień zostały kompletnie zadeptane przez ludzi. Starsze siostry Łucji, które wcześniej zajmowały się tkaniem i szyciem, teraz, gdy odwiedzało ich w domu tak wiele osób, musiały porzucić ten skromny zarobek i zająć się owcami. Napór przybywających był tak duży, że każda praca była źle wykonana. Łucja po latach napisała we wspomnieniach: „…gdzie znikło uczucie, którym moja rodzina darzyła mnie jeszcze nie tak dawno?… Matka nie oszczędzała mnie, wyrzekając na straty. Powtarzała: »Jeśli będziesz chciała jeść możesz teraz poprosić o to swoją Panią«, a siostry mówiły: »Powinnaś jeść tylko to, co wyrosło w Cova da Iria«”. Łucji z trudem przychodziło w domu sięganie po kawałek chleba.

(Dopiero po objawieniach zakończonym cudem słońca powróciła dawna serdeczność i zaufanie między matką i córką. Gdy Łucja była już w zakonie jeden ze swoich listów do matki zakończyła słowami: „Mamo, całuję Twoje dłonie”).

Gdy wieść o tym, co spotkało tróję pastuszków gruchnęła po okolicy, dzieci i ich rodzice zaczęli być bezlitośnie wyśmiewani przez sąsiadów. Już wtedy zaczynały się spełniać słowa Matki Bożej: »Będziecie wiele cierpieć, ale łaska Boża będzie waszą siłą«. Łucja była szturchane i bita nawet przez obcych. „Jednak nikt nie odważył się podnieść ręki na dzieci państwa Marto. Ti Marto zbyt bacznie je obserwował”, podkreśla ks. Giovanni.

W  tamtych czasach niebezpiecznie było mówić publicznie o Bogu w Portugalii. Może dlatego rozdrażniony i zdenerwowany był proboszcz Fatimy, ks. Manuel Marques Ferreira. Miał pretensję, że rodzice Łucji rozmawiają z nim w roszczeniowym, jak twierdził, tonie, chcą żeby rozstrzygnął, kto mówi prawdę. Skarżył się, że o wszystkim dowiaduje się ostatni.

„Matka Boża ukazywała się w diecezji od sierpnia pozbawionej biskupa”, przypomina inny autor książki o Fatimie, João César das Neves. „Kardynał António Mendes Bello, patriarcha Lizbony, został na początku miesiąca wydalony przez władze republikańskie ze swojej siedziby. W diecezji tymczasowo obowiązki pełnił arcybiskup mityleński João Evangelista de Lima Vidal. To właśnie on (…) i nakazał proboszczowi podjęcie kroków w celu wyjaśnienia sprawy na gruncie kościelnym”.

Kuszeni, by zdradzić tajemnicę

Hiacynta tymczasem z entuzjazmem dzieliła się szczegółami objawień z bliskimi. Była przekonana, że choć musi zachować tajemnicę, czyli przepowiednie Matki Bożej, może rozgłaszać wszystkim jak piękna jest Maryja. Ale cała trójka czuła siódmym zmysłem, że nie o wszystkim można mówić. (Tajemnica została zachowana aż do czasu, gdy przepowiednie przestały dotyczyć przyszłości. „Dwie pierwsze części tajemnicy przekazanej podczas lipcowego objawienia, obejmujące większość przepowiedni, zostały w pełni przedstawione dopiero w 1941 roku”, wtedy, II wojna już trwała, a Rosja stała się światową potęgą).

O tym, że w słowach Matki Bożej było coś, co dzieci musiały zachować tylko dla siebie, mieszkańcy Fatimy dowiedzieli się właśnie od Hiacynty. Ten fakt rozpalał wyobraźnię, budził tysiące domysłów; dzieci nie mogły zaznać spokoju.

„Pamiętam, jak pewnego dnia przyszła do nas grupa kobiet wystrojonych w łańcuszki i biżuterię”, wspomina Ti Marto. „Zapytały Hiacyntę, czy podobają się jej ich złote łańcuszki i bransoletki. – Tak, podobają mi się – przyznała Hiacynta. – Czy chciałabyś je mieć? – Tak. – A więc wyjaw nam tajemnicę – nalegały panie i udawały, że zdejmują z siebie biżuterię. Jednak dziecko zaczęło płakać. – Nie róbcie tego! Zabierzcie je ode mnie! Niczego nie powiem!”.

Niezrozumiały dla postronnych upór dzieci sprawiał, że ludzie zaczęli posuwać się do gróźb. Rodzice zdecydowali się przyprowadzić dzieci do proboszcza. Ksiądz Ferreira po wysłuchaniu relacji z dwóch pierwszych objawień nie był w stanie ukryć rozczarowania, czuł, że dzieci coś zatajają. Nie potrafił przyjąć, że Matka Boża objawiła się „tylko po to, żeby powiedzieć nam, że mamy codziennie odmawiać różaniec”. Jego niepokój udzielił się dzieciom. Łucja wspomina po latach: „Zaczęłam wątpić w objawienia i myślałam, że mogą one pochodzić od diabła, który chce zniszczyć moją duszę. Słyszałam, że diabeł zawsze przynosi kłopoty i zamęt, zaczęłam myśleć, że odkąd zaczęły dziać się te rzeczy nie ma w naszym domu radości ani pokoju. Jakże byłam nieszczęśliwa. Hiacynta uspokoiła mnie: –  Diabeł jest bardzo brzydki i mieszka pod ziemią. Ta Pani jest taka piękna i sami widzieliśmy, że wstępowała do Nieba!”.

Za każdym razem, gdy dzieci widziały Maryję – Łucja i Hiacynta także słyszały Jej słowa, a Łucja dostąpiła zaszczytu rozmowy z Matką Bożą – były przepełnione szczęściem.

13 lipca 1917 roku Matka Boża objawiając się po raz trzeci poprosiła dzieci o codzienny różaniec „na cześć Matki Bożej Różańcowej dla uproszenia pokoju na świecie i zakończenia wojny, bo tylko Ona może wam pomóc”. Zapowiedziała też niebawem wielki cud, który będzie widziany przez wszystkich i potwierdzi prawdziwość objawień.

Trzy razy „jeśli”

Gdy tego dnia Maryja po raz kolejny wspomniała dzieciom o ponoszeniu ofiar „za nawrócenie grzeszników i na zadośćuczynienie za grzechy popełniane przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi«”, zdarzyło się coś niespodziewanego. Łucja podaje w swoich wspomnieniach: „Po tych ostatnich słowach Matka Boża rozłożyła znowu ręce…. Promień światła zdawał się przenikać ziemię i zobaczyliśmy jakby morze ognia. Zanurzone w tym ogniu były diabły i dusze w ludzkich postaciach podobne do przezroczystych rozżarzonych węgli. Postacie te były wyrzucane z wielką siłą wysoko wewnątrz płomieni i spadały na wszystkie strony jak iskry podczas wielkiego pożaru, lekkie jak puch, pozbawione ciężaru i równowagi, pośród przeraźliwych krzyków, wycia i bólu rozpaczy wywołujących dreszcz zgrozy. Mogliśmy rozpoznać postacie diabłów po ich straszliwych i odpychających kształtach…”

Łucja krzyczała, dzieci drżały z przerażenia.  Maryja wyjaśniła, że ukazane im zostało piekło. Miejsce, do którego trafiają „dusze biednych grzeszników”. Dlatego ofiara jest konieczna. Pan Bóg chce ratować ludzi przed piekłem, choć na nie zasłużyli. Częścią tego planu jest nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi. To także warunek, by skończyła się wojna. Ale jest też wariant B. Jeśli ludzie nie wypełnią tych próśb przyjdzie nowa wojna, którą poprzedzi wielki znak. Wojna ta będzie karą, jaka spadnie na świat „za jego liczne zbrodnie”. Wraz z nią pojawi się głód, prześladowanie Kościoła i Ojca Świętego. Jest jednak szansa, by do tego nie doszło: poświęcenie Rosji Niepokalanemu Sercu Matki Bożej i wynagradzająca Komunia św. w pierwsze soboty miesiąca.

„Jeżeli moje życzenia zostaną spełnione”, usłyszały następnie dzieci, „Rosja nawróci się i zapanuje pokój, jeżeli nie, bezbożna propaganda rozszerzy swe błędne nauki po świecie, wywołując wojny i prześladowanie Kościoła; dobrzy będą męczeni. Ojciec Święty będzie miał wiele do wycierpienia. Różne narody zginą. Na koniec jednak moje Niepokalane Serce zatriumfuje. Ojciec Święty poświęci mi Rosję, która się nawróci i przez pewien czas zapanuje pokój na świecie. W Portugalii będzie zawsze zachowany dogmat wiary… itd. [trzy kropki i „itd.” pochodzą z oficjalnej kościelnej wersji dokumentu – EPP]. Tego nie mówcie nikomu; Franciszkowi możecie to powiedzieć. Kiedy odmawiacie różaniec, mówcie po każdej tajemnicy: »O mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy, zachowaj nas od ognia piekielnego, zaprowadź wszystkie dusze do nieba, a szczególnie te, które najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia«”.

Wielki grzmot, od którego zachybota się konstrukcja łuku, na którym zawieszono lampiony w pobliżu skalnego dębu, towarzyszył ostatnim słowom Matki Bożej i Jej zniknięciu. Miało się wrażenie, że trzęsie się cała ziemia. Ti Marto patrzył jak znika na wschodzie szary obłoczek. Ludzie zgromadzeni w liczbie ponad dwóch tysięcy wokół dębu dostrzegli na twarzach dzieci coś nieznanego. Napierali na nie zwartą masą i zadawali tysiące pytań. Co takiego powiedziała Matka Boża? Skąd ten nagły smutek? „To tajemnica”, usłyszeli tylko. Dzieci były niewzruszone… „Oni zabiją nasze dzieci!”, rozpaczała w głos matka Hiacynty. Ti Marto przedarł się do córki i wziął ją w objęcia z obawy przed zgnieceniem, przykrył ją kapeluszem i ruszył do domu. Ktoś z krewnych uniósł Franciszka, jakiś nieznajomy chwycił na ręce Łucję.

„Powiedzcie żabom i świerszczom, żeby przestały!”

Od tej pory starali się chodzić na pastwiska okrężną drogą, by unikać spotkań i nagabywań. Odzyskiwali spokój tylko we własnym gronie. Dużo się wspólnie modlili. Byli przepełnieni chęcią, by spełnić wszystkie prośby Pani. Wizja piekła była stale obecna w ich rozmowach. Hiacynta nie mogła zrozumieć, dlaczego to właśnie ona i jej kuzyni musieli je zobaczyć. Pytała wciąż Łucję, dlaczego Matka Boża nie pokaże piekła grzesznikom „żeby nigdy tam nie trafili”. Wypominała gorzko Łucji, że nie poprosiła o to Pani. „Zapomniałam”, przyznawała skruszona Łucja. Hiacynta częściej niż pozostali padała na pastwisku na kolana i głośno odmawiała modlitwy, o które prosił Anioł i Matka Boża. Ją też najbardziej nurtowała myśl o przyczynach kary piekła i o ofiarach, jakie trzeba ponosić, by nikt tam więcej nie trafiał. „Jak mi ich żal! Gdybym tylko mogła pokazać im piekło!”. Domagała się od Łucji, by mówiła wszystkim jak wygląda piekło, gdy ona i Franciszek zostaną już zabrani przez Panią.

Tego dnia było duszno i upalnie. W południe dzieci umierały na pastwisku z pragnienia, ale postanowiły odmówić sobie wody. Gdy Łucja przynaglana odpowiedzialnością za młodszych kuzynów przyniosła w dzbanku wodę, musiała ją wylać owcom do zagłębienia w skale. „Hiacynta zrobiła się bardzo słaba i omal nie zemdlała. Rytmiczne odgłosy świerszczy, żab i owadów zaczęły tętnić w jej uszach. Trzymając głowę w rękach, zaczęła rozpaczliwie krzyczeć: – Głowa mnie boli! Powiedzcie świerszczom i żabom, żeby przestały!”. Ale gdy Franciszek zapytał, czy nie chce cierpieć za grzeszników, zawołała: „Tak, chcę! Niech sobie śpiewają”. I tak było już niemal co dzień. Dzieci wyrzekały się wszystkiego. Oddawały swoje jedzenie owcom albo biedniejszym od siebie dzieciom z Fatimy. Opasywały się grubymi szorstkimi sznurami pod ubraniem. Leżały krzyżem na pastwiskach i odmawiały głośno modlitwy. Hiacynta miała dwukrotnie wizję Ojca Świętego, który jest przedmiotem przekleństw i pogróżek. Gdy któregoś dnia w jaskini Cabeço odmawiali modlitwę Anioła, Hiacynta z płaczem opowiedziała, że widzi wielką ilość ludzi krążących w rozpaczy po bezdrożach w poszukiwaniu jedzenia, i Ojca Świętego, który modli się przed Niepokalanym Sercem Maryi.

Artur Santos kontratakuje

„W antyklerykalnej i republikańskiej Portugalii w drugim dziesięcioleciu ubiegłego wieku tego rodzaju wydarzenie było nie do przyjęcia”, przypomina João das Neves. Władze musiały stłumić w zarodku coś, co postrzegały jako ożywienie religijne. Stojący na czele gminy Ouerém Artur de Oliveira Santos, blacharz z zawodu, był lewackim agitatorem i zajadłym masonem, członkiem założycielem Portugalskiej Partii Republikańskiej. Władza administracyjna, polityczna i czasem także sądowa w gminie spoczywała w jego rękach. Ten apostata, członek loży w Leirii, namiętnie zajmował się pisaniem do lokalnej gazety antyklerykalnych tekstów. Teraz był przekonany, że jego zadaniem jest zniszczenie zjawiska, które zaczęło o sobie dawać znać w Fatimie. Trząsł gminą i był pewny, że mu się to uda. Musiał zarazem brać pod uwagę, że ludzie byli tu „od zawsze” katolikami i potrafili być twardzi. Ponadto był w Fatimie człowiek, który nie odczuwał żadnego lęku, gdy zagrożone były jego dzieci, czy dobro Kościoła. „W imię prawdy i sprawiedliwości nie bał się konfrontacji z żadnym człowiekiem. Tym mężczyzną był ojciec Hiacynty” (Giovanni de Marchii).

Wójt wezwał pastuszków do swojej siedziby. „Dlaczego tak małe dzieci miałyby tam iść?”, postawił się Ti Marto i udał się do wójta sam. Rodzice Łucji wsadzili ją jednak na osiołka – spadła z niego trzy razy w czasie tej podróży – i wysłali do gminy. Wcześniej zdołała pobiec do Hiacynty i wyjawić, jak bardzo się boi. „Jeśli będą chcieli cię zabić, powiedz im, że Franciszek i ja jesteśmy tacy jak ty i też chcemy umrzeć!”, zawołała Hiacynta. O tym, kim jest wójt wiedziały nawet dzieci. Wójt żądał przyznania, że wszystko, co mówią dzieci jest kłamstwem. Nie był w stanie pokonać oporu Ti Marto. Próbował  zastraszyć Łucję, grożąc, że odbierze jej życie, gdy nie wyjawi mu tajemnicy. Łucja była nieugięta.

13 sierpnia, w porze, gdy cała Fatima szykowała się, by pójść do Cova da Iria, gdzie miała pojawić się po raz czwarty Matka Boża, przybył z ugrzecznionym uśmiechem do domu Marto i pozorując współpracę z proboszczem nakazał całej rodzinie stawienie się na plebanii.  Zwabił następnie dzieci podstępem do swojego powozu, udając, że chce je odwieźć na miejsce objawień. Uprowadził je do własnego domu, po czym zamknął w gminnym więzieniu. W trakcie brutalnych przesłuchań próbował je przekupić, potem każdemu z osobna groził, że wsadzi je do kotła z wrzącym olejem. Rozmawiając w pojedynkę z każdym przekonywał, że pozostali już nie żyją.

Wracających z Cova da Iria ogarnęła fala rozczarowania i gniewu. Zabrakło dzieci, gdy przybyła Matka Boża! Rozniosła się już wieść o ich uwięzieniu. Ruszono wielką gromadą pod siedzibę gminy, wznosząc wrogie okrzyki pod adresem wójta i proboszcza. Ti Marto uznał, że pora działać. W imię Boga wezwał ludzi, by nie odważyli się krzywdzić nikogo. Po paru dniach ukazał się w miejscowej gazecie list proboszcza, w którym z pokorą przyznawał, że tamtego dnia uwierzył w prawdziwość objawień.

W więzieniu tymczasem najbardziej zatwardziali kryminaliści wzruszyli się do łez widokiem trójki dzieci. Zaczęli grać na akordeonie, śpiewać, i tańczyć, by tylko je pocieszyć. Naturalnie nie tracili też okazji, by wydobyć z nich tajemnicę. Jeden z nich wziął na ręce Hiacyntę i ruszył w tany. Hiacynta poprosiła, by zawiesił na gwoździu medalik, który miała na szyi, po czym więźniowie razem z dziećmi padli na kolana i odmówili różaniec.

15 sierpnia wójt ostatecznie musiał przyznać się do porażki. Nie mógł zrobić krzywdy swoim więźniom, bał się mieszkańców Fatimy. Ponad pięć tysięcy osób zebranych 13 sierpnia w Cova da Iria było zbyt wielką siłą. Dzieci milczały. W następną niedzielę, 19 sierpnia, Matka Boża ukazała się im nieoczekiwanie w Valinhos, niedaleko ich domu. Jej słowa potwierdzały wszystko, co zawierały dotychczasowe orędzia i zapowiadały wielkie wydarzenie 13 października.

Franciszek i Hiacynta idą pierwsi

„13 października wedle szacunków zebrało się pomiędzy 50 a 100 tysięcy ludzi… Szlachta i lud, bogaci i biedni, duchowni i dziennikarze… O tej samej porze, co podczas wcześniejszych objawień ustał deszcz i rozwiały się chmury… po paru minutach Łucja poleciła spojrzeć w niebo. Wtedy wszyscy dostrzegli w słońcu coś niezwykłego. Świadek wydarzeń, dziennikarz gazety »O Seculo«, stwierdza: »Ta gwiazda wygląda teraz jak płytka z nieprzezroczystego srebra i można wpatrywać się w nią bez najmniejszego wysiłku. Nie grzeje, nie oślepia. […] słońce migotało, słońce wykonywało gwałtowne ruchy nigdy dotąd nie widziane i sprzeczne z wszelkimi prawami kosmosu… słońce tańczyło«. »Cud słońca« to z pewnością jedno z najwspanialszych i najważniejszych zjawisk w dziejach ludzkości. Brak wzmianki o jakimkolwiek podobnym wydarzeniu, w którym samo słońce przyczyniło się do potwierdzenia jakiegoś przesłania. Fenomen, zapowiedziany przez trójkę dzieci z wielomiesięcznym wyprzedzeniem, na własne oczy widziały dziesiątki tysięcy ludzi…Niektóre z tych osób znajdowały się w odległości paru kilometrów lub w okolicznościach odmiennych od sytuacji tłumu zebranego przy Cova da Iria” (João César das Neves).

Od miesięcy mieszkańcy Fatimy obserwowali też inny cud. „Wszyscy dookoła byli świadkami tego, jak za sprawą wydarzeń z 1917 roku ta dwójka dzieci — łagodny i milczący chłopiec, wylewna i skłonna do żartów dziewczynka — doznała przemiany. Ktokolwiek je widział, nie mógł wątpić w ich świętość. Przejmowali się tylko jedną rzeczą: spełnieniem woli pięknej Pani”.

W październiku 1918 roku rodzina Marto zapadła na hiszpankę, której epidemia opanowała Europę. Choroba oszczędziła tylko Ti Marto. Hiacynta i Franciszek wiedzieli, że nadeszła chwila obiecana przez Matkę Bożą; Ona zabiera ich do Nieba. W kwietniu 1919 roku zmarł Franciszek. Choroba Hiacynty przebiegała z komplikacjami i wyniszczającymi cierpieniami. Zmarła 12 lutego 1920 roku w samotności, w Lizbonie, dokąd przewieziono ją na usilną prośbę jednego z przyjaciół i gdzie poddano ją operacji. Do dziś jej ciało nie uległo rozkładowi. Beatyfikacji Hiacynty i Franciszka dokonał 13 maja 2000 roku Jan Paweł II w sanktuarium nieopodal Cova da Iria.

„Nadszedł czas…”

Łucja “miała pozostać na dłużej”, jak zapowiedziała Matka Boża. Jej misją miało być rozpowszechnianie nabożeństwa do Niepokalanego Serca Maryi i wzywanie Ojca Świętego, by poświęcił Jej Sercu Rosję. Ma być to warunek pokoju na świecie.

Co dziś oznacza umartwienie? Czym jest ofiara? Kim są „biedni grzesznicy”? Co to grzech…Te pojęcia prawie już zniknęły z języka. A jeśli z języka, to i z myśli.

A jednak… „Kiedy podczas podniesienia Hostii ludzie wpatrują się we wzniesiony krzyż, uświadamiają sobie, że siedemdziesiąt lat, które jest miarą ich życia, to okres próby, chwila wyjęta z wieczności po to, by odpowiedzieć na Bożą miłość »tak« lub »nie«” (abp. Fulton J. Sheen).

Także to, czym jest Rosja nie dla wszystkich jest jasne. Dlaczego jej konsekracja (czyli “wydzielenie, przeznaczenie osoby lub miejsca na święty cel”) jest tak ważna? Przepowiednia Matki Bożej dotycząca konsekracji Rosji pojawiła się już w lipcu 1917 roku. Proroctwo zostało powtórzone Łucji w 1929 roku:

“Nadszedł czas, w którym Bóg prosi, aby Ojciec Święty w zjednoczeniu ze wszystkimi biskupami świata dokonał poświęcenia Rosji memu Niepokalanemu Sercu, obiecując ocalenie jej w ten sposób”.

Siostra Łucja wielokrotnie o tym mówiła. Podkreślała w rozmowach i listach, że dotychczasowe akty poświęcenia Matce Bożej świata, bez wymienienia nazwy „Rosja”, nie były tym, czego oczekiwała Matka Boża. Dlatego Rosja się nie nawróciła. Dlatego pokój praktycznie nigdzie nie zapanował. Świat nie zaznał i nie zaznaje spokoju.

Jaką treść zawiera więc dla dzisiejszych katolików fatimskie orędzie? Czy tajemnica, z którą przybyła na ziemię Matka Boża stała się częścią naszej wiary? Czy nie została odrzucona?  I czy nie widzimy na własne oczy jak wypełnia się dziś?

Nie da się odpowiedzieć na te pytania bez zdania sobie sprawy, że Maryja jest zapowiedzianą w raju Niewiastą, która całe życie pozostawała w nieprzyjaźni z szatanem, jak mówiono w starych mszalikach.

Jej ostateczny triumf wcześniej czy później zostanie światu ukazany. Dzięki nabożeństwu, o które prosiła, za pośrednictwem Hiacynty, Łucji i Franciszka, możemy mieć wielki przywilej i zaszczyt, by go przyspieszyć.

Maryja jest „Wielką Kombinatorką”, jak nazywa Ją czule św. Alfons de Liguori… Ona zawsze zwycięża.

Cytaty za: ks. Giovanni de Marchii: Fatima. Historia prawdziwa

Fundacja Militia Immaculatae 2019; João César das Neves, Stulecie fatimskie, WAM 2017