Dlatego podobne jest Królestwo niebieskie do króla, który chciał się rozliczyć ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który mu był winien dziesięć tysięcy talentów. Ponieważ nie miał z czego oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną, dziećmi i całym jego mieniem, aby tak dług odzyskać. Wtedy sługa upadł przed nim i prosił go: „Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam”. Pan ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował. Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: „Oddaj, coś winien!” Jego współsługa upadł przed nim i prosił go: „Miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie”. On jednak nie chciał, lecz poszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu. Współsłudzy jego, widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i opowiedzieli swemu panu wszystko, co zaszło. Wtedy pan jego wezwał go przed siebie i rzekł mu: „Sługo niegodziwy! darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą?” I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go wydać katom, dopóki mu całego długu nie odda. Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu.
Potępiamy współsługę, a chwalimy króla, który w tej przypowieści bardzo właściwie wykorzystał swoje prawo.
Skłania nas do tego poczucie sprawiedliwości.
Za to, że nie umiał odpuścić współsłudze – zwiążcie go!
Słusznie.
Tak!
To samo odczucie odzywa się w naszym wnętrzu.
I gdybyśmy mieli przed sobą właśnie tego króla, bilibyśmy mu brawo.
jak długo?
Tylko dopóty, dopóki nie przystąpiliby jego słudzy i nie związaliby nam rąk.
Dlaczego nam?
Czyż nie dostrzegaliśmy, że w tej scenie ewangelicznej nie jesteśmy tylko obserwatorami? Czy nie czujemy, że tymi nieudanymi sługami, którzy nie umieją odpuszczać, jesteśmy właśnie my sami?
Może nie mamy dłużników, którzy pożyczyli od nas pieniądze, ale z pewnością mamy tych, którzy zadłużyli się u nas innymi przewinieniami.
Odpowiedzmy sobie: Czy odpuściliśmy na ostatniej spowiedzi wszystko i wszystkim? Z serca? Czy od tej chwili nie wymyślaliśmy na nikogo, nie chwytaliśmy brata czy siostry za słowa, nie biliśmy ich złymi wyrazami lub nieżyczliwymi spojrzeniami?
Codziennie powtarzamy swoje „Ojcze nasz”, a w nim prośbę: „Odpuść nam nasze winy”…
Jak?
Tak jak i my…
Groźne!
My nie odpuszczamy, nie chcemy przebaczyć i przy tym mówimy Bogu: „jako i my”…
Oznacza to: tak samo i nam nie odpuść…
I nie boimy się jeszcze powiedzieć na końcu: Amen – niech się tak stanie!
Chyba nie ma na świecie większej głupoty i zuchwalstwa niż własnie to.
Mamy poczucie sprawiedliwości…
Dobrze, wybornie!
Bądźmy więc sprawiedliwi.
Także wobec samych siebie.
Niczego sobie nie odpuszczajmy, jeśli nie odpuścimy bliźnim.
Albo lepiej: wszystko tak im odpuszczajmy, jak sobie odpuszczamy, a wtedy z pewnością Pan i o nas powie: „Błogosławieni miłosierni, albowiem miłosierdzia dostąpią” (Mt. 5, 7)
„Usłyszeliśmy Słowo Pana” cz. 2, A. Faudenom str. 153
Najnowsze komentarze