Bazując na tekście abp Rysia chciałbym podzielić się pewną refleksją na temat dążenia do jedności chrześcijan. Opierając się na jednym zdaniu z Ewangelii wg św. Mateusza:

Mt 2,3 Skoro to usłyszał król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima.

Czym przeraził się potężny król Herod? Król, który jak wiemy był bezwzględny, potężny? Czy przeraził się nowiną? Czy może przeraziło go to, kto mu tę nowinę obwieścił? Jak to jest, że zarówno on, jak i cały naród Izraela, czytając Proroków, od zawsze czekali na Mesjasza? Przecież wszystko to było zapowiedziane. Jak to się stało, że chociaż latami czytali zapowiedzi przyjścia Mesjasza – to wtedy, gdy Bóg wchodzi z potężną mocą – w narodzonym Jezusie – zarówno Herod, jak i cały lud Jerozolimy zareagował przerażeniem? Czy dlatego przeraził się Herod, że straci władzę? Ciekawe – czeka na Mesjasza i boi się utraty władzy. A co mógł stracić lud – Jerozolima? Przecież głęboko wierzyli, że Mesjasz przyjdzie? Mesjasz – wybawiciel? Co się stało, kiedy Bóg powiedział swoiste – sprawdzam? Sprawdzam waszą wiarę, waszą uczciwość, wasze zaangażowanie. Czy może przerazili się tym, że to jacyś Mędrcy ze Wschodu im to oznajmiają? Jak to było możliwe, że oni sami, chociaż mieli to w swoich Pismach, to jednak przeoczyli tę gwiazdę, a obcy i to ze wschodu, skąd najczęściej nadciągało zagrożenie – zobaczyli, uwierzyli i przyszli? A do tego cała ta sytuacja rozgrywa się w mieście oddalonym 7 km od miejsca narodzin Jezusa. Przecież oni wszyscy, Herod i Jerozolima, mogli pójść razem z mędrcami i się osobiście przekonać, czy się spełniło oczekiwane. Dwie godziny wspólnej drogi – czas, kiedy można się trochę wzajemnie posłuchać, zbliżyć. Idąc razem rozmawiamy, wymieniamy informacje, poznajemy się. Musiałby się zmienić ich wzajemny stosunek do siebie. A co mogłoby się zmienić, gdyby razem pokłonili się jedynemu Panu? Nie wiemy, ale możemy się tylko domyślać, że wszystko byłoby inne. Czy dzisiejszy świat byłby taki sam, gdyby wtedy Herod z Jerozolimą wspólnie z Mędrcami złożyli pokłon i oddali cześć Bogu? 

Czy patrząc na tamte postawy, nie mamy wrażenia, że my dzisiaj, chrześcijanie, chcemy budować jedność Kościoła? A co jeśli nas przeraża perspektywa jedności? Dużo o tej jedności mówimy, Powtarzamy, że Jezus chciał jedności Kościoła. Ale my mamy swoje wyobrażenia. Co, jeśli ta jedność musiałaby oznaczać, że musimy wyjść ze swojego komfortu własnej grupy, własnej racji. My mamy uznać “ich”? Ich race, ich zasady, ich oczekiwania? Bardzo często słysząc słowo “ekumenizm” wielu ludzi reaguje bardzo negatywnie. Katolicy mówią  – jest to najprostsza droga do protestantyzacji. Protestanci – też mogą mieć swoje strachy. Mogą mówić przyszedł katolik i się wymądrza, ostatni przyszedł i chce nas pouczać. 

Kogo Bóg posyła, aby głosić Ewangelię? Wtedy posłał pogan. Czy my wiemy, jaki Bóg ma plan? Może po prostu trzeba iść razem? Słuchając siebie nawzajem. Może droga do jedności chrześcijan ma tylko te 7 km? Kto to wie? Nikt z nas. Wie tylko Bóg. Zrozumieć się lepiej. Odkryć, że potrzebujemy siebie wzajemnie. Ale co, jeśli nas to przeraża – jak 2000 lat temu Heroda i Jerozolimę? Czy zamkniemy się we własnych racjach? Musimy prosić Ducha Świętego. Może powinniśmy zrezygnować z naszego “ja”, naszych dążeń, racji, ambicji, naszej żądzy władzy, chęci dominacji? Wtedy, 2000 lat temu, ta Ewangelia się nie wydarzyła. Przez przerażenie. Czy może wydarzyć się teraz?

Bać się może każdy, ale mężny jest ten, który otwierając się na mądrość, wchodzi w dialog z drugim człowiekiem. Męstwo jest postawą miłości. Jak ktoś się nie boi, potrzebuje lekarza. Mężny jest ten, kto się otwiera na miłość i mimo strachu idzie do przodu. Wchodzi w dialog z drugim i szuka. Czy jestem gotowy, w imię Jezusa, zrezygnować z siebie i dążyć do jedności w Bogu z drugim człowiekiem, opierając relacje na najważniejszym przykazaniu – przykazaniu miłości?

walnap