– O, brat Andrzej! Chyba brata dziś nie było w kaplicy. Albo ja nie widziałem. Jaka modlitwa, taka doskonałość, jaka modlitwa, taki dzień cały.

– A jeżeli skupię się bez reszty na udzielaniu pomocy potrzebującym? Czy to, przepraszam za bezczelne pytanie, nie zastąpi modlitwy? Bo są, kochany Bracie Starszy, takie sytuacje, kiedy trzeba pomagać bez przerwy, być przy cierpiących, odwodzić ich od złych myśli, złych zamiarów.

– Uczynisz natłok, natłok zdarzeń, Andrzeju. Nie przedrzesz się bez modlitwy. Na darmo usiłujemy postąpić przez inne środki, inne praktyki, inną drogę. Modlitwa jest warunkiem nawracania dusz.

– Ale co mi po modlitwie w czasie, kiedy w głowie i sercu kołaczą się myśli o ziemskich nieporządkach, które są moim udziałem. Rozumiesz, kochany Bracie: miałem zrobić, a nie zdążyłem. Nie z niedbalstwa, lecz siłą rzeczy. Vis major (siła wyższa) czasami, vis major… Może czasu na zrobienie tego już nie będzie? Nerwowość taka. Po co Bogu modlitwa nerwowego?

– Bez modlitwy niepodobna wytrwać w powołaniu.

– Ale, Bracie Starszy kochany, ja musiałem zajrzeć, zobaczyć jak ten nieszczęśnik się czuje; przecież on przeżył koszmar, w jednym dniu całą rodzinę stracił. Ja wiem, że może wkładam nadto troski…

– Proszę nigdy nie uchybiać rannej modlitwy. Powiedział święty Jan Chryzostom: nic nas tak szybko nie popycha w drodze do świętości jak modlitwa. Łączy nasze dusze, ze Słowem Bożym, bo duch człowieka staje się rzeczywistym małżonkiem prawdy wiecznej nie stworzonej.

– Brat Starszy wie doskonale, że prosta jest moja konstrukcja duchowa. Ja tylko sługa. Ołtarze! Nie dla mnie. Ołtarze to ja mogę odkurzać – jeśli się będę dobrze sprawował.

– Święty Bernard powiedział: kochającym modlitwę Bóg powierza klucze do swoich skarbów i swego serca. Cóż piękniejszego, potrzebniejszego naszemu życiu, słodszego i szczytniejszego w religii?

– Jak mogę swój błąd naprawić?

– Modlitwą, miły bracie. Jesteśmy tak samo biedni jak ci, którymi się opiekujemy. Wzbogacają nas nie tylko czyny, bo przychodząc tutaj zgodziliśmy się na nie, posługa jest więc dla nas czynnością taką jak oddychanie – wzbogaca nas duchowo i wyróżnia modlitwa, bo to jest jedyna forma zbliżenia do Boga. Czym byłby malarz bez farb, bracie, czym ptak bez skrzydeł? Mówisz, żeś prosty. Nie tak myśl, to oceniają inni. To ludzie oceniają. Prosty, mniej prosty – ty módl się i bacz, czyś Bogu miły. A nie masz nic droższego nad Boga. Idź, bracie, do kuchni, przecież w tym miłosierdziu swoim zapominasz również o porannym posiłku. Powiedz, żem ja prosił, żeby ci dali chleba i kawy zbożowej do picia. Tylko powiedz, żeby była gorąca. Przecież zębami szczękasz! Pewnieś noc całą przesiedział przy tym niedoszłym topielcu… – Mocno przycisnął brata Andrzeja do piersi.

Patrzył, jak ten zdrowy, prosty chłopak idzie rześko w stronę kuchni. – Raczej umrzeć niż zgrzeszyć powszednio – mruknął. Bardzo go dziś uwierał pas pokutny, z którym się nie rozstawał od lat. Od wewnątrz nabijany kołkami, obstalowany jeszcze w Kudryńcach u starutkiego rymarza, co znał się na rzeczy, bo na początku XIX wieku wiele podobnych urządzeń robił dla swoich nawróconych państwa oraz licznych osób z ich grona.

Wrócił do swojej celi. Ukląkł.

– Nie chcę pociechy ani nieba, pogardzam potępieniem. Chcę cierpieć z Ukochanym, Chrystusem się karmię, On we mnie żyje, nie mogę czynić ani chcieć inaczej niż On. Święty, Święty, Święty.

Potem, jak tylko potrafił najszybciej, poszedł w stronę bardziej zacisznej części przytuliska: do tego człowieka najbardziej dziś potrzebującego wsparcia, przy którym dyżurując nie zmrużył oka brat Andrzej.

Potknął się po drodze, wstał, już nie patrzył, jak kiedyś, na boki, czy ktoś aby nie widział jego upadku. Teraz to już nie miało znaczenia.

 

Znak miłości, opowieść o Bracie Albercie, Marek Sołtysik, str. 163-165