Czytanie Pisma Świętego jako modlitwa

1

Modlimy się na różne sposoby. Ale czy modliliśmy się kiedykolwiek za pomocą lektury Pisma Świętego? Spróbujmy je na ślepo otworzyć. Może natrafimy na opowiadanie o nocy w Gethsemani, może na lamentację Jeremiasza, może na przypowieść o synu marnotrawnym, o miłosiernym Samarytaninie, na opis Ostatniej Wieczerzy lub na Hymn o Miłości św. Pawła, może na fragment Izajasza lub wizję Apokalipsy. Nie zwracajmy uwagi na komentarze, nawet najmądrzejsze. To, co przeczytamy, starajmy się zastosować do naszego życia, do naszego czasu, do bliskich nam ludzi, do naszych doświadczeń i przeżyć. Nasze usiłowania nie pójdą na marne. Po chwili poczujemy, jak przeczytany tekst wraz ze swoimi obrazami, wartką akcją i dramatycznym konfliktem przeobraża się w osobliwą modlitwę, aczkolwiek nasz współudział w niej ogranicza się wyłącznie do uważnej lektury, do zatrzymywania się od czasu do czasu przy jakimś trudnym szczególe i do powtórnego, jeszcze uważniejszego odczytania go w milczeniu. Myśl wyrażona w zdaniu ustala właściwą hierarchię wartości i każe nam zastanowić się nad smutkiem naszego życia i nad nieładem, który w nim panuje. Wtedy spostrzeżemy, że nie wypełniliśmy ani jednego z zaleceń Bożych. Bez tej konfrontacji z Bogiem nie ma prawdziwej modlitwy. Jest to konfrontacja nader bolesna, gdyż uzmysławia nam, jak bardzo jeszcze nie jesteśmy chrześcijanami. „Nie każdy, który mi mówi: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebieskiego, ale ten, który wypełnia wolę mojego Ojca, będącego w niebie” (Ewangelia św. Mateusza 7,21). Słowa Pisma Świętego dobitnie uprzytamniają nam odległość, która dzieli nasze pogańskie wnętrze od ducha Chrystusowego Prawa. Modlić się – nie znaczy tylko prosić. Modlić się – znaczy również otrzymywać naukę od Boga.

2

Chrystus jest także Sędzią. Jest surowym Sędzią, gdy miota klątwy na miasta galilejskie i na faryzeuszów, gdy uśmierca drzewo figowe, gdy wyrzuca przekupniów z przedproża Świątyni. Jest wówczas Bogiem zapalczywości i gwałtownego gniewu, jest jahwicznym Chrystusem, który wstrząsa podstawami świata. Gdy w Apokalipsie dokonuje sądu nad ludzkością, ma rysy twarzy swojego Ojca. Baranek, nic nie tracąc ze swojej miłosiernej łagodności, staje się lwem.

Istnieje zasadnicza różnica między pojęciem SŁOWA (LOGOS) u Greków, a SŁOWA (DAWAR) u Izraelitów. Logos dla Greka – jak wskazuje na to rdzeń rzeczownika logos – oznacza zbieranie, uporządkowanie, mówienie, powściągliwość, umiarkowanie, obliczanie, rozsądek, podczas gdy hebrajskie Dawar w świadomości Izraelity jest pojęciem oznaczającym nieustanny ruch naprzód; jest identyczne z pojęciem czynu. Dawar jest dynamiczną wszechmocą Pana, żywiołową erupcją Jego Mocy. Moim zdaniem jego pełny sens oddać można w polskim przekładzie za pomocą neologizmu: Słowoczyn. Dla Johanana ben Zebadia, czyli dla św. Jana Ewangelisty i Apostoła, Słowo w Prologu Ewangelii i w Apokalipsie nie było powściągliwym, statycznym Logosem, ale hebrajskim Dawar, dynamicznym żywiołem, który jest w wiecznym ruchu, manifestującym swój wieczny Byt w nieustannych czynach i wybuchach, wyrokach i rozkazach, będących równocześnie ich wykonaniem. Wystarczy przeczytać w Apokalipsie św. Jana opis Chrystusa-Słowa, odzianego w krwawą szatę i cwałującego na białym koniu, aby się przekonać o jahwicznej substancji Janowego Słowa:

,,I ujrzałem

Otwarte niebo – Spójrz!

Oto biały koń, A na nim siedzi

Ten,

Który nazywa się Wierny i Prawdziwy,

I sprawiedliwie sądzi i walczy. Jego oczy są ognistym płomieniem,

A na czole Jego,

Wielokrotnie koronowanym,

Imię wypisane,

Którego nikt nie zna,

Tylko On

Sam!

Odziany jest w płaszcz nasycony krwią,

A imię Jego brzmi: Słowo Boga.

Ciągną za Nim niebieskie wojska 

Na białych koniach,

Okrytych bisiorem

Białym i lśniącym.

Z ust Jego wychodzi ostry miecz,

Którym powali ludy.

Wypasać będzie je żelazną laską,

A w kadzi ugniatać będzie

Winne grona gniewnej zapalczywości Boga,

Wszechwładcy.

A na Jego płaszczu,

Na biodrze

Wypisane imię:

Król nad królami

I Pan nad panami!”

(Księga Apokalipsy 19,11-16)

Powinniśmy modlić się tą wizją, a modląc się, pamiętać, że ona jest sądem nad nami. Całe nasze wnętrze musimy nastroić na błagalny ton oskarżonego, żebrzącego o łaskę u Sędziego, którego nie można oszukać oleodrukową pobożnością, nędznym kłamstwem i przekupić udaną skruchą. Modląc się wersetami Apokalipsy, opisującymi Sąd Ostateczny, miejmy przed oczami Chrystusa, nie tylko tego łagodnego i przebaczającego – zbyt często świętoszkowato i chytrze liczymy na Jego pobłażliwość ale także Chrystusa o ściągniętych brwiach i gniewnym obliczu, z mieczem wychodzącym z ust, Boga, który przychodzi do nas w nimbie swojej gwałtownej Wszechmocy.

Jest noc. Wokoło panuje śmiertelna cisza. Otwórzmy Apokalipsę i módlmy się słowami opisującymi Słowoczyn, sprawujący nad nami sąd.

R. Brandstaetter, Krąg Biblijny, str. 132-136