Do przyjaciela niewierzącego. 

Co jest łatwiej powiedzieć: wierzę w Boga? Czy: nie wierzę w Boga? 

Mówisz – ja wierzę w drzewo, kamień… Bo to widzisz. Czy można wierzyć w to, co jest widoczne, namacalne? Przecież jeśli coś widzisz, to w Tobie nie ma wiary. Jest tylko wiedza. A jeśli masz wiedzę, to wiara w to, co widzisz jest niepotrzebna. A nawet bezprzedmiotowa. Mówisz, że wierzysz tylko w to, co widzisz. A jak zareagowałeś na pytanie czy wierzysz, że istnieje powietrze, którym oddychasz? Zaskoczyło Cię to. I, po krótkiej dyskusji, w której na siłę szukałeś argumentów, przyjąłeś, że jednak nie wiesz, czy powietrze istnieje. I, że tylko przez wiarę, możesz to przyjąć. A nawet, jeśli odrzucisz, to nic to nie zmieni w stanie faktycznym – powietrze nadal będzie, a człowiek żeby żyć – musi nim oddychać. 

Po naszej, żywej dyskusji, sięgnąłem do książki “Wyznania”, której autor (św. Augustyn) opisuje, jak przechodził swój proces poszukiwania Boga. Jako młody człowiek, bardzo inteligentny, szukał Boga, jeszcze nie umiejąc Go tak nazwać i zobaczyć, wśród manichejczyków. Jak sam to później przyznał – w sekcie, która mu wtedy bardzo imponowała. Z której filozofią bardzo się utożsamiał. W 6 księdze w 5 fragmencie tak pisze o wierze: “Gdy Ty potem, Panie, dotykając powoli mego serca swą najłagodniejszą i najmiłosierniejszą dłonią, zacząłeś je uspokajać, zastanawiałem się nad tym, że wierzę w nieskończenie wiele rzeczy, których nie byłem świadkiem – jak na przykład wiele wydarzeń z historii narodów, spraw dotyczących miejsc i miast, których nie widziałem – że w tylu rzeczach zawierzam przyjaciołom, lekarzom, coraz to innym ludziom. A gdyby im się nie dawało wiary, to w ogóle nie moglibyśmy nic zrobić w tym życiu. W końcu mam niewzruszoną pewność, kim są rodzice, od których pochodzę, przy czym nie mógłbym tego wiedzieć, gdybym nie wierzył w to, co mi mówiono. Przekonałeś mnie wreszcie, że należy obwiniać nie tych, którzy wierzą w Twoje Księgi potwierdzone Twoim autorytetem przez wszystkie prawie narody, ale tych, którzy w nie nie wierzą, i że nie należy słuchać ludzi, którzy przypadkiem mi powiedzą: „Skąd wiesz, że te księgi zostały przekazane rodzajowi ludzkiemu z natchnienia jedynego prawdziwego i najprawdziwszego Boga?”. Przede wszystkim bowiem w to należało wierzyć, ponieważ żadne oszczercze i złośliwe zarzuty wysuwane przez tylu skłóconych ze sobą filozofów, których dzieła czytałem, nie zdołały mnie zmusić, abym kiedykolwiek przestał wierzyć, że Ty istniejesz, chociaż nie wiedziałem, czym jesteś, albo, że do Ciebie należy władza nad sprawami ludzkimi.

Wierzyłem w to raz mocniej, raz słabiej, zawsze jednak wierzyłem, że jesteś i troszczysz się o nas, chociaż nie wiedziałem, co należy myśleć o Twojej substancji albo jaka droga prowadzi nas do Ciebie lub pozwala do Ciebie powrócić”. 

Augustyn, człowiek, który żył 1700 lat temu podaje proste argumenty. Argumenty, którym nie możesz zaprzeczyć, a które potwierdzają, w jak wiele rzeczy, spraw, zjawisk wierzymy. Poczynając od tego, że nasi rodzice są naszymi rodzicami. Wierzysz w to? A dlaczego? Czy dlatego, że powiedzieli Ci o tym? A lekarz? Kiedy jesteś chory idziesz i słyszysz diagnozę. Zazwyczaj przyjmujesz ją z wiarą i zaufaniem, że to prawda. Zastanów się, jak wiele przyjmujesz różnych spraw na wiarę. I tego nie podważasz. A co z najważniejszą wiarą? Wiarą w Boga, Wszechobecnego, Tego, który stwarza świat? I, który dał nam życie wieczne?

Gwałtownie zareagowałeś na to stwierdzenie. Uważasz, że po śmierci nic nie ma. Masz do tego prawo. Ale czy masz jakieś argumenty na potwierdzenie tej tezy? Nie masz. W tym miejscu włączyła się w naszą rozmowę osoba, która opowiedziała o swoim spotkaniu z nieżyjącymi członkami rodziny. Pamiętasz, jak zareagowałeś…? Opowiedziałeś o podobnym spotkaniu z bliskim Ci człowiekiem, który nie żył. Przyznam, że tym wyznaniem mnie zaskoczyłeś. I chyba samego siebie. To nam pokazało, że jeśli damy sobie nawzajem szansę, to Pan Bóg pozwoli nam się odnaleźć. A do tego może wykorzystać kogokolwiek. Nawet mnie. 

Zobacz, jak łatwo szufladkujemy różnych ludzi. Nie dając sobie i im szansy na zbudowanie relacji. Najpierw tych ludzkich. A potem tych, opartych na najważniejszym i jedynym przykazaniu – miłości Boga i bliźniego. Masz wiele, zapewne słusznych, pretensji i żalów do nas, ludzi naszego czerwieńskiego kościoła, który może trochę znasz, a może tylko tak się wydaje. Widzisz i wytykasz naszą niekonsekwencję i życie odmienne od głoszonych prawd o Bogu. I masz rację. Bo czym innym jest wiara w Boga, a czym innym życie wiarą w Boga. Próbujemy się tego uczyć. I chociaż nie przychodzi nam łatwo, nie reagować agresją na zaczepki, to jak widzisz po naszej rozmowie próbujemy. Najważniejsze wydaje się to, żebyśmy się od siebie nie odwracali. A umieli ze sobą rozmawiać. A wtedy – i Ty, i ja – może w sobie odnajdziemy Boga. 

Bóg, o którym z Tobą rozmawiam jest łagodnym, czułym i troskliwym tatą. Nie jest sadystą, który czeka na drobne potknięcie swojego dziecka, żeby je srogo ukarać. I mieć z tego radość. Stworzył nas, abyśmy mieli życie wieczne. Prawdziwe i szczęśliwe. I żeby nam pomóc to życie osiągnąć czasami musi nas przywołać do porządku. Powstrzymać przed głupim działaniem. Dać reprymendę, jeśli dopuściliśmy się złego działania. Masz dzieci, wiesz o czym mówię. Sam też stosujesz różne metody na uzyskanie ich dobrego wychowania. 

Ufam, że nie była to Twoja ostatnia rozmowa o Bogu. Nie ważne, czy ze mną, czy z innymi. Ważne, żebyśmy umieli się wzajemnie słuchać i z szacunkiem prostować na drodze wiary, która prowadzi do zbawienia. 

Oby Bóg Ci błogosławił, Przyjacielu 😀

Waldemar Napora