Mamy różne doświadczenia dzieciństwa. Bycia dzieckiem. I bycia rodzicem. We wspomnieniach są dobre i piękne chwile. Są też trudne wspomnienia. Czy tak samo mamy w odniesieniu do naszego synostwa w relacjach z Bogiem? Czy czujemy się Jego dziećmi? Czy może traktujmy Go jako sprawiedliwego sędziego, który tylko czyha na nasze błędy i upadki? Oby była w nas ta niewinna, dziecięca ufność, z którą w pełnym zaufaniu do miłości i troski Rodzica – w każdej sytuacji przechodzimy i przytulamy się do Ojca.

W porannej lekturze usłyszałem słowa św Jana z 1 Listu.

J 3,1-2. “Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi, i rzeczywiście nimi jesteśmy. Świat zaś dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego. Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest.”

W komentarzu do tej perykopy w Biblii Nawarskiej wyczytałem: “Synostwo Boże jest wspaniałą rzeczywistością, przez którą Bóg darmo daje ochrzczonym godność ściśle nadprzyrodzoną, która wprowadza nas w wewnętrzne życie Boga i czyni nas domestici Dei, domownikami Boga (por. Ef 2,19). “Dlatego to my sami musimy naprzód poznać, ocenić i uznać naszą wysoką godność płynącą z naszego boskiego pochodzenia, z wyniesienia natury ludzkiej do zaszczytu zjednoczenia z Bogiem, z naszego przeznaczenia do życia i szczęścia wiecznego w niebie. Żadna deklaracja praw człowieka i obywatela, żadna konstytucja, żaden ustrój społeczny, żadne przywileje polityczne nie pomogą nam do zachowania naszej godności, nie uzyskają dla nas szacunku, tak jak prawda, że jesteśmy dziećmi Bożymi” (kard. Stefan Wyszyński, Na nowy rok kościelny, s. 39).

Mądre słowa kard. Wyszyńskiego trafiają w punkt. Nie sztuką jest odrzucić autorytet ojca, zarówno ziemskiego, jak i niebieskiego. Sztuką jest dorosnąć. Jeśli ciagle będę trwał w buncie młodzieńca, to jak będę mógł być odpowiedzialnym ojcem dla moich dzieci? Potrafię je wychować stając się niczego nie wymagającym partnerem? W życiu mamy swoje role. I czas ich realizowania. Z doświadczenia wiemy, że odpowiedzialne wychowanie wymaga jasnego określenia zasad i kompetencji w duchu tej jedynej miłości. Nasza miłość, tak po ludzku, jest słaba, zawodna. Dlatego potrzebujemy ją wzmacniać, łącząc się z tą Miłością jedyną, piękną, bezwarunkową. Miłością Ojca niebieskiego do wszystkich swoich stworzeń. I tu nacisk trzeba położyć na słowo “wszystkich”. Bóg w swoim, dla nas nieogarnionym, planie, stworzył nas abyśmy kochali. A dopiero później, będąc kochającym, pozwalali prowadzić się tym, którzy są za nas odpowiedzialni. I abyśmy umieli wymagać od tych, za których jesteśmy odpowiedzialni. Pięknym opisem miłości są słowa św. Pawła w 1 Liście do Koryntian. Czytając 13 rozdział nie możemy mieć wątpliwości jak kochać, aby to podobało się Bogu. I ludzi otwierało na Jego istnienie, sens wiary i relacje ludzkie.

1 Kor 13, 4-8: Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje.