ROZDZIAŁ 1

Przygotowanie przed Mszą

Zacznijmy od tego, co powinno wydarzyć się w nas przed rozpoczęciem Eucharystii. Każdorazowe przygotowanie, do tego sakramentu jest bardzo ważne, jeśli chcemy go sensownie przeżywać. Oczywiście każdy z nas może mieć różne, własne sposoby przygotowania do Mszy, ale warto mieć świadomość, że istnieją pewne konieczne rzeczy, które muszą się w nas wydarzyć, byśmy mogli w pełni uczestniczyć w Eucharystii.

Najpierw kilka słów o tak zwanym „przygotowaniu dalszym”, przez niektórych też nazywanym „ogólnym”. Bardzo prostą, a jednocześnie najważniejszą rzeczą w przygotowaniu do Mszy jest czyste serce. Aby przyjście Jezusa mogło się w nas wydarzyć, potrzebujemy mieć serce wolne od jakiegokolwiek grzechu ciężkiego. Najlepszym przygotowaniem do Mszy jest więc po prostu spowiedź. Oczywiście, jeśli ktoś żyje w stanie łaski uświęcającej, nie musi przed każdą Eucharystią chodzić do spowiedzi. Jeśli jednak jakiś grzech zastawia nam drogę do przyjęcia Pana Jezusa, warto jak najszybciej się wyspowiadać, by móc w pełni wziąć udział we Mszy Świętej. Nie chcę powiedzieć, że Eucharystia bez przyjęcia Komunii Świętej jest zupełnie nieważna czy nieistotna. Trzeba jednak pamiętać, że cała liturgia tego sakramentu prowadzi nas do zjednoczenia z Panem w Komunii, więc przygotowując się do Mszy, najważniejszym naszym zadaniem jest doprowadzenie serca do stanu gotowości na przyjęcie Boga.

Z tym aspektem przygotowania do Mszy wiąże się bardzo praktyczna wskazówka. Otóż jeśli ktoś potrzebuje skorzystać z Sakramentu Pokuty i Pojednania, ponieważ nie może aktualnie przystąpić do Komunii, bardzo ważne, by nie spowiadał się podczas trwającej Eucharystii. Gdy stoimy pół Mszy w kolejce do konfesjonału, a potem po wyznaniu grzechów szybko biegniemy, by załapać się na Komunię, to de facto (nie ma się co oszukiwać) nie uczestniczyliśmy w Eucharystii. Nie chodzi tu przecież o „zaliczenie” dwóch rzeczy naraz. To są dwa osobne sakramenty, więc powinniśmy też oddzielnie w nich uczestniczyć.

Do spowiedzi warto iść przed Mszą lub – jeśli księża spowiadają tylko podczas Eucharystii i nie ma innej możliwości – po zakończeniu spowiedzi zostać na kolejną Mszę. Można też oczywiście iść w inny dzień lub znaleźć inny kościół w mieście. Nie czas i miejsce na szukanie pokrętnych wyjaśnień, że nie jesteśmy w stanie rozdzielać tych dwóch sakramentów Żyjemy w kraju, gdzie niemalże o każdej porze dnia mamy bardzo dużą dostępność sakramentów, więc w największym stopniu od nas samych zależy, jak to rozwiążemy. Jeśli w jakimś kościele jest osobna kaplica do spowiedzi, można spowiadać się podczas trwającej Mszy, ale konfesjonały na końcu kościoła, gdzie spowiedź przekrzykuje Mszę, a Msza spowiedź, to według mnie bardzo zła praktyka. Co więcej, kościelne dokumenty również sugerują, by tak nie postępować, gdyż zwyczajnie nie przynosi to pożytku naszej relacji z Bogiem.

Gdy już nasze serca są gotowe na Eucharystię, warto przygotować się do niej w prostych, drobnych czynnościach, które będą ją bezpośrednio poprzedzać. O co konkretnie chodzi? Po pierwsze, jeśli chcemy dobrze przygotować się do Eucharystii, musimy wcześniej spróbować umiejscowić ją w swoim dniu. Msza nie może być traktowana jako jedna z wielu czynności, która wydarzy się, gdy będziemy mieli czas, nic innego nam nie wypadnie lub nie znajdzie się nic ciekawszego do roboty. Dla nas chrześcijan niedzielna Eucharystia powinna być najważniejszym wydarzeniem tygodnia. Dla każdego, kto kocha Pana Boga i kto chce budować z Nim bliskość, Msza nie może być tylko przykrym przykazaniem kościelnym lub obowiązkiem do spełnienia. Ona powinna być dla nas czymś absolutnie centralnym, najistotniejszym spotkaniem w ciągu tygodnia, a jeśli ktoś chodzi częściej na Mszę (co bardzo polecam) to najważniejszym spotkaniem danego dnia. Nie można traktować Mszy jako rzeczy drugorzędnej, którą się od rana przesuwa, bo na przykład najpierw zaspaliśmy, potem przyszli znajomi, potem był obiad, a na końcu chcieliśmy iść do kina, bo jakiś dobry film wszedł na ekrany, w związku z tym Eucharystia wylądowała gdzieś na końcu, późnym wieczorem, o ile w ogóle się wydarzyła.

Pójście na Mszę Świętą trzeba sobie zaplanować, niemalże wpisać w kalendarz, i pod nią ustawiać cały dzień. Ważne by, to możliwe, nie wciskać jej między inne spotkania i wy-darzenia, ale dać jej przestrzeń i czas w naszym planie dnia. Oczywiście, jeśli tego dnia pracujemy lub mamy zaplanowane inne rzeczy niezależne od nas, to szukamy sposobu, jak ją w tym wszystkim zmieścić. Warto jednak wykształcać w sobie nawyk myślenia o Mszy, nie jako o kolejnym punkcie do odhaczenia, po spacerze czy wyspaniu się, ale jako o czymś absolutnie najważniejszym w danym dniu – najpierw i przede wszystkim Eucharystia. Centralne umiejscowienie Mszy w życiu to bardzo ważna rzecz dla naszego serca, ponieważ w ten sposób uświadamiamy sobie nasze priorytety i wartości.

Kiedy już wyznaczymy czas na Mszę, warto zadbać jeszcze o kilka szczegółów bezpośrednio ją poprzedzających. Pierwszym z nich jest post eucharystyczny. Niestety dziś bardzo często zapomina się o tej tradycji. Kiedyś zaś chrześcijanie mieli zasadę, że w dniu, w którym szli na Eucharystię, pościli od rana. Jeśli więc na przykład Msza była zaplanowana na wieczór, cały dzień niczego nie jedli, by przyjąć Komunię na czczo. Dziś prawo kościelne podaje, że należy pościć godzinę przed przyjęciem Komunii, czyli przez ten czas zachować wstrzemięźliwość od wszelkich pokarmów i napojów poza wodą oraz lekarstwami. W praktyce oznacza to, że post powinniśmy zachować pół godziny przed Mszą, rzadko się bowiem zdarza, że obrzęd Komunii dzieje się szybciej niż po trzydziestu minutach liturgii niedzielnej.

Uwaga! W poście eucharystycznym nie ma wyjątków, które polegają na tym, że mówimy: „jestem bardzo głodny i chce mi się pić”. Oczywiście, wodę można pić niemalże do ostatniej chwili, a jeśli głód zagraża naszemu życiu lub zdrowiu, to rzeczywiście w takiej sytuacji możemy coś zjeść. Z postu eucharystycznego wyłączeni są ludzie chorzy. Jeśli jednak chodzi tylko o zwykły głód, to nic nam się nie stanie jeśli poczekamy półtorej godziny i zjemy posiłek już po zakończeniu Eucharystii.

Dlaczego to takie ważne, by zachować post? Ponieważ post posiada nie tylko wymiar cielesny, ale także duchowy. Przez głód lub nienajedzenie nasze ciało jest puste, a co za tym idzie łaknące, więc i czekające, by Ktoś je wypełnił sobą. Nie warto zatem najadać się przed postem eucharystycznym, bo wtedy uczucie sytości, a nawet przejedzenia, dalej będzie w nas obecne. Dobrze jest przygotować swoją duszę na spotkanie z Bogiem, posługując się także swoim ciałem, by wszystko w nas czekało na Pana Jezusa i pragnęło Go. Post eucharystyczny ma wzbudzić w nas myślenie: „Pragnę, łaknę, chcę Pana Boga, potrzebuję, jestem pusty, potrzebuję, żeby przyszedł i żeby mnie wypełnił”. Co więcej, dobrą praktyką po Mszy (przed którą zachowaliśmy post eucharystyczny) jest udać się na obiad lub kolację, które mogą być przedłużeniem świętowania tego sakramentu.

Kolejną rzeczą, którą warto zrobić przed Mszą, by dobrze przygotować się do jej przeżycia, jest przeczytanie sobie z uwagą i w spokoju czytań z Liturgii Słowa przeznaczonych na dany dzień. Dobrze jednak nie tylko zapoznać się z tym, jaki jest psalm lub o czym opowiada Ewangelia, ale także chwilę pomodlić się tymi tekstami. Niektórzy ludzie praktykują piękny zwyczaj polegający na tym, że codziennie rano, kiedy się budzą, zanim zaczną robić jakiekolwiek inne czynności, czytają słowo z liturgii na dany dzień, by potem z tymi tekstami chodzić aż do wieczora. Gdy więc po całym dniu pracy idą wieczorem jeszcze na Mszę, to wcześniej przeczytane słowo dopełnia się w nich podczas Eucharystii. Taką praktykę warto wcielić w życie szczególnie w odniesieniu do niedzielnych czytań. Zupełnie inaczej przeżywa się Eucharystię, gdy wcześniej rozważaliśmy Słowo Boże podczas osobistej modlitwy. Czasem zdarza się tak, że rozproszymy się podczas Mszy i nie usłyszymy, dokładnie Słowa. Gdy zaś nie ma kazania, nie mamy też możliwości, by chwilę się nad nim zatrzymać. W ten sposób Słowo nam umyka, tracimy je, a co za tym idzie, nie żyjemy nim.

Następną sprawą, którą koniecznie trzeba wziąć pod uwagę podczas przygotowania się do Mszy, jest wcześniejsze dotarcie do kościoła. Poza sytuacjami losowymi, kiedy dzieje się coś naprawdę ważnego i pilnego, co powoduje, że wpadamy na Mszę w ostatniej chwili, bo inaczej się nie dało, zasadniczo powinniśmy zawsze przyjść na Eucharystię mniej więcej piętnaście minut wcześniej. Chodzi o to, by nie wpadać na ostatnią chwilę i tym sposobem przez połowę Mszy być myślami jeszcze gdzieś indziej. Pewnie, że jeśli praca lub obowiązki rodzinne nam to uniemożliwiają, Bóg się nie obraża i dalej nas kocha, ciesząc się niezmiernie, że dotarliśmy i chcemy z Nim być, ale dla nas samych i dla dobrego przeżycia tego sakramentu potrzeba zjawić się wcześniej w kościele.

Przychodząc do kościoła, po pierwsze nie omijamy kropielnicy. Gest robienia znaku krzyża wodą święconą to oczywiście nie tylko znak przyporządkowany Mszy – w Kościele praktykuje się go w wielu różnych sytuacjach. Warto jednak nie zapomnieć o nim, gdy przychodzimy do świątyni. Na czym polega ten gest? Ma on podwójne znaczenie. Z jednej strony jest po prostu obmyciem – oczywiście symbolicznym, ponieważ nie myjemy rąk w kropielnicy, tylko delikatnie zanurzamy w wodzie święconej końcówki palców. Gdy w Kościele obowiązywał jeszcze ryt trydencki, kapłani przed każdą Mszy myli ręce, odmawiając specjalną modlitwę, w której prosili Pana Boga, by ich oczyścił. To był dowolny rytuał, ale wielu księży go stosowało. Dokładnie taką samą istotę posiada gest, który wykonujemy przy wejściu do kościoła. Wchodzimy tam ze świata, w którym żyjemy, a który często nie jest święty i czysty, więc tym znakiem prosimy Boga, by nas oczyścił Wykonując znak krzyża wodą z kropielnicy, warto modlić się w sercu: „Panie Jezu, proszę Cię, abyś teraz w Twoje imię obmył całe moje życie, abyś je oczyścił, bym, wchodząc w Twoją świętą przestrzeń, do miejsca, w którym przebywasz, wszedł też sercem do Twojego Królestwa Niebieskiego”.

Z drugiej strony ten gest ma także inne znaczenie. Nie tylko wyraża nasze pragnienie stanięcia czystymi przed Bogiem, ale jest także przypomnieniem naszego chrztu. Na początku Mszy ma on nam na nowo uświadomić, że żyjemy w sercu Trójcy Świętej, że Bóg wszczepił nas w siebie podczas tego pierwszego w naszym życiu sakramentu, a w Eucharystii chce w nas tę jedność pogłębić i odnowić.

Kolejną rzeczą, którą trzeba się zająć, przychodząc do kościoła, jest wybranie sobie właściwego miejsca. Wiem, że brzmi głupio, ale wbrew pozorom to dość istotna sprawa. W wyborze miejsca na liturgię powinna przyświecać nam jedna idea – szukam miejsca, które pozwoli mi wziąć pełny udział w Eucharystii. Czyli nie chodzi o skoncentrowanie na sobie, a co za tym idzie poszukiwanie miejsca zgodnego z naszym nastrojem czy preferencjami estetycznymi. Jeśli jest mi smutno i chcę pobyć w samotności, to siadam na końcu kościoła lub gdy mi radośnie i lgnę do ludzi, to wybieram pierwsze ławki – nie, nie to jest istotą tej czynności. Eucharystia składa się z widzialnych gestów, znaków i słów. Powinniśmy więc wybierać takie miejsca, by słyszeć i widzieć wszystko, co się na niej dzieje.

Ta zasada oczywiście nie oznacza, że wszyscy mamy „pchać się” do pierwszych ławek. Powinniśmy usiąść w kościele tak, by widzieć i słyszeć. Jasne, że trzeba wziąć poprawkę na sprawy grzecznościowe i gdy wylądujemy w ostatniej ławce, bo ustąpiliśmy miejsca komuś potrzebującemu, wszystko będzie w porządku. Głupotą byłoby zapieranie się rękami i nogami w obronie swojego miejsca, gdy ktoś inny go potrzebuje. Ważne, by po prostu nie stawać specjalnie pod filarem albo pod schodami na chór. We Mszy bierzemy udział cali, także nasze oczy i uszy.

Na koniec zaś najważniejsze. Gdy już dotrzemy wcześniej do kościoła, miniemy kropielnicę i wybierzemy miejsce, to siedząc tam przez piętnaście minut, powinniśmy się zwyczajnie pomodlić. Najpierw dobrze jest podziękować Bogu za to, że możemy być w tym miejscu. Pewnie niewielu z nas dziękuje Mu za to, że żyje w kraju, gdzie wolno sprawować Eucharystię, gdzie jest ona dostępna niemalże o każdej porze, a to przecież jest łaska, o której warto pamiętać i za którą trzeba dziękować, może szczególnie wtedy, gdy z niej korzystamy. Słowo „Eucharystia” oznacza dosłownie „dziękczynienie”, może zatem to dobry pomysł – zacząć ją w swoim sercu od dziękowania, czyli od tego, czym ona tak naprawdę jest – dziękować za to, że na nią dotarliśmy, że znów dostaliśmy łaskę bycia z Bogiem i że On zaraz przyjdzie do nas niewiarygodnie blisko.

Po dziękowaniu koniecznie potrzeba zamilknąć, wyciszyć się, niczego nie mówiąc i z nikim już nie rozmawiać. Nawet jeśli jesteśmy na jakiejś Mszy, na której spotykamy wielu znajomych czy to z duszpasterstwa, czy ze wspólnoty, to choć oczywiście Eucharystia ma także swój wymiar wspólnotowi czas ją poprzedzający najlepiej spędzić w ciszy i skupieniu Na ten moment trzeba więc zostawić relacje i różne sprawy życia codziennego, by kilka minut czekać w ciszy. Minimum na dziesięć minut przed rozpoczęciem Mszy powinniśmy „wylądować” ze wszystkimi naszymi sprawami, powinniśmy wszystko zamknąć, po to, by się skupić na Bogu i na tym czego On za chwilę wobec nas dokona.

Modlitwa przed rozpoczęciem Mszy powinna mieć więc dwa wymiary: dziękczynny i wyciszający, czyli skupiający całkowicie na Bogu. Jeśli to możliwe, warto uciąć wszystkie śpiewy, nawet te, w których uczymy się pieśni na liturgię. Dobrze jest nie czytać już w te ostatnie minuty żadnych komentarzy, tylko siąść w ciszy w obecności Pana Boga i czekać.

EUCHARYSTIA Instrukcja obsługi – Adam Szustak OP, wyd. Fundacja MALAK, str. 24-32