WSTĘP
Na początku krótka historia. Gdy byłem jeszcze dość młodym księdzem, niedługo po święceniach, pojechałem z zaprzyjaźnionym małżeństwem na majówkę do ich domku letniskowego położonego nad jeziorem. Bardzo urocze i spokojne miejsce, chatka z dwoma pokojami i kuchnią, doża posiadłość, kawałek jeziora, cisza, spokój, generalnie odpoczynek. Tam codziennie odprawiałem Mszę Świętą na ich zwykłym kuchennym stole. Gdy pierwszy raz sprawowałem Eucharystię, moja znajoma płakała od samego początku aż do końca. Nie wiedziałem zupełnie, o co chodzi. Ani nie powiedziałem żadnego wzruszającego kazania, ani nie zrobiłem jakiejś specjalnej oprawy liturgicznej, która mogłaby ją poruszyć, po prostu wydarzyła się zwykła Msza. Wystarczyło jednak, że usiedliśmy do stołu, zrobiliśmy znak krzyża, a ona zaczęła płakać i wylewała łzy aż do samego ’końca Eucharystii. Jej mąż próbował ją jakoś pocieszać, ale też zupełnie nie wiedział, co poradzić i skąd się to wszystko wzięło. Początkowo myślałem, że coś niedobrego dzieje się między nimi, coś sypie się w małżeństwie, więc chwilę odczekałem i szukałem sposobu, by o to zapytać. Dopiero po dwóch dniach, gdy byliśmy na spacerze i tak się złożyło, że szedłem akurat tylko z nią, sama zaczęła opowiadać o tym, co miało miejsce podczas pierwszej naszej wspólnej Mszy. Powiedziała do mnie: „Ojciec, jak zobaczyłam, że odprawiasz Mszę na tym stole, to świat wywrócił mi się do góry nogami”. Dlaczego? Ponieważ ona na tym samym stole wcześniej bardzo grzeszyła. Gdy mieszkałem w klasztorze w Poznaniu, przygotowywałem ją do chrztu, który przyjęła, mając trzydzieści dwa lata – wcześniej była zupełnie niewierząca. Opowiadała mi: „Zanim się ochrzciłam, zanim poznałam tego chłopaka, który teraz jest moim mężem, to do tego domku letniskowego jeździłam grzeszyć i ten stół był jednym z miejsc, na których to się działo. Gdy zobaczyłam ten sam stół, który do tej pory kojarzył mi się tylko z moim grzechem, że na nim Bóg przychodzi i staje się żywy, prawdziwy, obecny, to nagle po prostu zrozumiałam, na czym polega zbawienie”.
Właśnie takim miejscem jest każda Eucharystia. Bóg wchodzi w sam środek naszego grzechu, naszego życia, które często jest życiem bez Niego, i mówi: „Jestem. Ja tu rządzę. Ja tu rozdaję łaskę i Ja kocham bez granic”.
O tym pisał już święty Jan Ewangelista w pierwszym rozdziale swojej Ewangelii: Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas J 1, 14a). Wszyscy doskonale znamy ten tekst, ponieważ Kościół zwykle czyta go w oktawie świąt Bożego Narodzenia. Gdyby jednak przyjrzeć się z bliska temu zdaniu, które brzmi nam w uszach niemalże jak hasło, to okazuje się, że tam, gdzie po polsku czytamy Słowo stało się ciałem, grecki oryginał mówi: „Słowo stało się mięsem”. Greka, w której został napisany cały Nowy Testament, ma dwa wyrażenia określające ciało. Pierwsze z nich to soma z pewnością kojarzące się nam z używanym w języku polskim przymiotnikiem „somatyczny”, i ,.cielesny„. Drugie to słowo sarks oznaczające już nie ciało postrzegane całościowo, ale tylko mięśnie lub też mięso. Nie chodzi więc o człowieczeństwo, jak w przypadku słowa soma, ale o bardzo fizyczną część człowieka, czyli mięśnie. Święty Jan w prologu swojej Ewangelii używa właśnie tego ~ego określenia — sarks.
Co próbuje powiedzieć nam w ten sposób autor czwartej Ewangelii? Święty Jan pokazuje, gdzie zszedł Bóg, decydując się na wcielenie. On doszedł do samego dna. Mało Mu było przyjąć człowieczeństwo, więc poszedł dalej i sięgnął nawet ludzkich mięśni. Bóg wszedł w każdą komórkę tego świata. Co więcej, Bóg, który jest duchem, o którym święty Jan pisze, że nikt nigdy Go nie widział, przyjmując ludzkie ciało, stał się tak dotykalny jak mięśnie.
W prologu Ewangelii Jana czytamy, że Słowo nie tylko stało się ciałem, ale także zamieszkało między nami. Znów trzeba przyznać, że w oryginale brzmi to nieco inaczej niż w naszym polskim tłumaczeniu. W tym miejscu pojawia się bowiem grecki idiom, który obrazuje rozbijanie namiotu. Dosłownie więc Ewangelia mówi, że Słowo stało się mięsem i rozbiło sobie namiot między nami. Dla każdego Żyda czytającego te słowa było jasne, do jakiego namiotu odwołuje się święty Jan. Izraelici znali do tej pory tylko jeden sposób przebywania Boga wśród nich. Chodziło oczywiście o Arkę Przymierza, która podczas wędrówki narodu wybranego przez pustynię, aż do wybudowania Świątyni jerozolimskiej mieszkała w namiocie. Wszyscy Żydzi żyli w namiotach, więc był w ich obozie także jeden szczególny, przeznaczony właśnie dla Arki z tablicami Dziesięciu Przykazań. Bóg przebywał między nimi w namiocie. Zatem, gdy Żydzi czytali Janowy prolog, od razu wiedzieli, że Bóg przez wcielenie znów zaczyna być między nimi, bardzo blisko, niemalże na wyciągnięcie ręki.
Za chwilę w tej książce będziemy przyglądać się w szczegółach Eucharystii, będziemy zerkać „pod podszewkę” różnych znaków i gestów. Święty Jan daje nam na tę wspólną wędrówkę po poszczególnych elementach Mszy Świętej dwie wskazówki. Po pierwsze pokazuje, że zbliżając się do Eucharystii, do jej rozumienia i przeżywania, zbliżamy się jednocześnie do samego Boga, bo On jest w niej obecny bardzo namacalnie, jak mięsień lub jak kawałek ludzkiego ciała. Po drugie zaś, zwraca uwagę, że Msza niezwykle silnie dotyk naszego życia. W Eucharystii Bóg rozbija namiot pośród nas. A namiot nie jest przecież budynkiem z solidnymi fundamentami, tylko czymś, co łatwo przenieść. Bóg nie ma uprzywilejowanych miejsc, w których się pojawia i przebywa – jest tam, gdzie my jesteśmy. Chodzi za nami i rozbija namiot swojej obecności. Eucharystia to więc sakrament, w którym, Bóg pokazuje, że nie ma takiego wycinka rzeczywistości w którym nie można by Go spotkać.
Na tym właśnie polega szaleństwo Boga widoczne w Eucharystii. On się wcielił, a potem jeszcze sam stał się kawałkiem chleba, by wejść ze swoim zbawieniem we wszystkie miejsca naszego upodlenia. Żeby, to jednak przyjąć i żeby to Boże szaleństwo zmieniało nasze życie, potrzebna jest wiara. A skoro, jak mówi święty Paweł, wiara rodzi się ze słuchania, to zapraszam Cię, byś teraz trochę posłuchał o Eucharystii, by potem za umysłem, który zgłębi poszczególne elementy Mszy, poszło też serce, które jeszcze szerzej otworzy się na Pana Boga przychodzącego w tym sakramencie.
Najnowsze komentarze