Czytając na głos Pismo Święte czytaj powoli, głośno i wyraźnie.
Słowa te, odkąd je usłyszałem od człowieka zakochanego w Biblii, są ze mną nieustannie. Poniżej chcę podzielić się refleksjami, które obudziły się we mnie podczas czytania kolejnych fragmentów książki „Krąg Biblijny” R. Brandstaettera. Zapraszam wszystkich, którym bliskie są relacje z Pismem Świętym, jako Słowem Bożym, do przeczytania całej książki.
Na przykładzie poniższego tekstu możemy zobaczyć, jak ważną rolę w przeżywaniu wiary odgrywają inni ludzie. W niektórych przypadkach są to nasi najbliżsi. W innych – przyjacie. Pan Bóg stawia na naszej drodze tych, o których wie, że dobrze wypełnią zadanie, które On im stawia. Ale to i tak ostatecznie każdy z nas podejmuje to, którą drogą idziemy. I czym karmimy się na tej drodze. To, o czym piszę nie jest jedyną drogą w poznawaniu Słowa, które Bóg mówi do każdego z nas. Jest tylko jedną z dróg. Zwróćmy uwagę, wg jakiego schematu odbyło się to czytanie, na którym się oparłem. Najpierw było zwrócenie uwagi na godne i ze zrozumieniem przeczytanie fragmentu. Po przeczytaniu padły pytania o zrozumienie przeczytanego tekstu. I zobaczmy, że pytania zadawane przez wprowadzającego (w tym przypadku dziadka) są bardzo ważne. To one naprowadzają czytającego na lepsze zrozumienie i głębsze przeżycie przeczytanego fragmentu. Zobaczmy, jak ważne są pytania. Jaką wskazują drogę do lepszego poznania Biblii.
Przeczytajmy pierwszy fragment tego rozdziału:

Tego wieczoru dziadek położył dłonie na poręczach fotela i rzekł:
Czytaj powoli i wyraźnie. Nie połykaj liter. Wejdź w siebie i miej na uwadze, że czytasz Pismo Święte, a nie powieści Karola Maya.
Po tym łagodnym upomnieniu, wypowiedzianym z lekka drwiącym tonem, dostrzegalnym raczej w modulacji głosu niż w samej treści wypowiedzianego zdania zacząłem czytać, jak mogłem najwyraźniej, fragmenty z Drugiej Księgi Kronik:

„Dwanaście lat miał Manases,
Gdy począł sprawować rządy królewskie,
A królował w Jerozolimie przez pięćdziesiąt pięć lat.
A czynił zło przed obliczem Pana na podobieństwo grzesznych pogan,
Których Pan przepędził przed obliczem synów Izraela.
Z powrotem odbudował na wzgórzach ołtarze pogańskie,
Które obalił jego ojciec, Ezechiasz,
I wzniósł ołtarze Baalom,
I ustawiał słupy ku czci Aszery,
I pokłon oddawał gwiazdom niebieskim,
I służył im.
I zbudował także ołtarze bożkom w Świątyni Pańskiej,
O której powiedział Pan:
«W Jerozolimie na wieki będzie moje Imię».
Zbudował ołtarze gwiazdom niebieskim
Na dwóch dziedzińcach Świątyni Pańskiej
I kazał również swoim synom
Wstępować w ogień w Dolinie Synów Hinoma.
Uprawiał czarnoksięstwo, wróżbiarstwo i czary,
Wywoływał duchy i okazywał szacunek wróżbitom,
I czynił wiele złego przed oczami Pana,
Drażniąc Jego gniew.
Kazał sprowadzić kamiennego bożka
I ustawił go w Świątyni Pańskiej,
O której Pan powiedział Dawidowi
I jego synowi Salomonowi:
«W tej Świątyni i w Jerozolimie,
Które wybrałem wśród wszystkich pokoleń Izraela,
Położyłem na wieki moje Imię.
Nie chcę, żeby stopa Izraela opuściła tę ziemię,
Na której umocniłem waszych ojców
Pod warunkiem, że w trosce swej urzeczywistnię wszystko,
Co im nakazałem czynić
Przez usta Mojżesza,
Przez całe prawo,
Przez przepisy i ustawy».
Ale Manases zwiódł Judę
I mieszkańców Jerozolimy,
Że czynili jeszcze większe zło niż poganie…”

(Druga Księga Kronik 33,1-9)

Dziadek wykonał ruch dłonią. Przerwałem czytanie.
Powiedz mi, co uczynił król Manases?
– Zgrzeszył.
Czym zgrzeszył?
Król przestał wierzyć w Boga.
Czym się objawiła jego niewiara?
Wzniósł posągi pogańskich bogów i oddawał im cześć. Dobrze. Ale chciałbym od ciebie usłyszeć, czym jeszcze zgrzeszył król Manases?
Milczałem.
– Czy tylko tym, że przestał wierzyć w Boga? Milczałem.
– Czy tylko tym, że oddawał cześć posągom bogów? Milczałem.
– Manases popełnił jeszcze jeden wielki grzech. Przeczytaj uważnie ostatni werset.
Przeczytałem powoli, wyraźnie akcentując każde słowo: „…Ale Manases zwiódł Judę i mieszkańców Jerozolimy…”

Podniosłem głowę znad Biblii i powiedziałem: Manases zwiódł lud Izraela. A na to dziadek:
Słusznie powiedziałeś. Król Manases popełnił wielki grzech, albowiem nie tylko sam przestał wierzyć w Elohim, ale na domiar złego odebrał wiarę synom Izraela, którzy zaczęli „czynić jeszcze większe zło niż poganie”. Zrozumiałeś?

Tak. Zrozumiałem, dziadku.

Dziadek wcisnął łokieć w miękką poręcz fotela i wsparłszy głowę na dłoni patrzał w ciemny kąt pokoju, i tak do mnie powiedział:
Manases uwierzył w kłamstwo i w imię kłamstwa popełnił grzech. – Tak, dziadku.
Ale są grzechy, które ludzie popełniają w imię prawdy i ku chwale prawdy. A takie grzechy są najcięższe.
Nie rozumiem, dziadku.
Opowiem ci starą przypowieść, którą za dawnych lat słyszałem z ust mojego ojca.

Idąc dalej z naszym bohaterem, możemy dotknąć kolejnej, ważnej funkcji osoby, która ma nam pomóc w czytaniu, a może przede wszystkim, w przyjęciu osobistego przesłania Pisma Świętego kierowanego konkretnie do mnie – komentarzu, dopowiedzeniu, przypowieści, ukierunkowaniu. Do tego celu często były wykorzystywane opowiadania z dawnych czasów. Z własnego doświadczenia wiem, że takie dopowiedzenie poszerza horyzont. Pokazuje inną perspektywę. Zresztą, sam Pan Jezus, często chcąc przybliżyć jakiś temat słuchaczom – używał przypowieści.
Czytając poniższy tekst, popatrzmy jak plastycznie widzimy w pierwszym fragmencie tragedię króla, który nie tylko, że sam stracił wiarę w Boga, to jeszcze pogrążał lud, którym miał kierować, kierują go w stronę bałwochwalstwa i odejścia od Boga. W opowieści wspomagającej przyswojenie fragmentu Księgi Natchnionej możemy zobaczyć, jak w dobrej wierze można podważyć wiarę drugiego człowieka. Jeśli trzymamy się tylko litery prawa, zasad, a zapomnimy o miłości bliźniego, to nasza pomoc może spełnić się zupełnie odwrotnie i spowodować dramatyczne skutki dla drugiego człowieka.
Przeczytajmy ten fragment:

Zamyślił się.

Do pokoju weszła babka. Trzymała w rękach misę z jabłkami. Widząc dziadka pogrążonego w myślach, cofnęła się i cicho zamknęła za sobą drzwi. W pokoju został przez chwilę szelest jej atłasowej sukni.

Działo się to – rozpoczął opowiadanie dziadek – po zburzeniu Świątyni i Jerozolimy. W świętym mieście Safed, w północnej Galilei, żył pobożny Judejczyk, imieniem Abraham, który codziennie rano i wieczór modlił się w synagodze. Podczas jednego z nabożeństw pewien rabbi, który zażywał w mieście wielkiego poważania dla swej mądrości i bogobojnego życia, wygłosił kazanie i, wspominając minioną chwałę Izraela, przypomniał zebranym dawny zwyczaj składania ofiar z chlebów w Świątyni Pańskiej. „Dzisiaj – mówił z bólem rabbi – Świątynia Pańska z powodu grzechów Izraela leży w gruzach, stoły pokładne spłonęły i spłonął Ołtarz Całopalenia, i w zapomnienie poszła trwająca od wieków tradycja ofiarowywania Panu chlebów, pięknie wypiekanych z pszenicznej mąki, siedmiokrotnie przesiewanej przez gęsty przetak”. Tak mówił rabbi, a Abraham, słysząc jego lament, zapłakał nad smutnym losem ludu i ślubował ku chwale Pana raz w tygodniu składać w synagodze dwa chleby z pieczołowitą pobożnością wypiekane przez jego żonę. I jak postanowił, tak uczynił. Wczesnym rankiem przyszedł cichaczem do synagogi i przez nikogo niezauważony włożył dwa chleby do świętej arki, i gorąco błagał Adonaj, aby zechciał przyjąć jego ofiarę, jako dalszy ciąg tamtych ofiar, które przez długie wieki lud składał na świątynnych stołach. Gdy następnego dnia zjawił się w synagodze, stwierdził ku swojej radości, że chleby zniknęły, co było dla niego oczywistym dowodem, że Pan przychylnym okiem spojrzał na jego dary i spożył je ze smakiem. Wzruszony, gorąco dziękował Elohim, że raczył wysłuchać jego modlitwy, i od tej pory raz w tygodniu, przed świtem, zakradał się do synagogi, gdy była jeszcze pusta, i wkładał do arki dwa chleby. I znów następnego dnia stwierdzał ich nieobecność w arce, a wtedy dusza jego wzlatywała do Adonaj i stawała się Jego podnóżkiem. Zdarzyło się jednak pewnego razu, że gdy zwyczajem swoim wszedł o świcie do Domu Bożego i umieścił chleby w arce u stóp świętych rodałów (zwoje Tory nawinięte na dwa wałki), usłyszał za sobą głos, dochodzący z półmroku: Co robisz, Abrahamie?
Odwrócił się.
Przed nim stał rabbi.
Złożyłem w ofierze Panu chleby pokładne – odpowiedział Abraham, które według dawnego zwyczaju za czasów Świątyni zwykli synowie Izraela składać na pokładnych stołach. Sam przecież o tym mówiłeś, rabbi, w swoim kazaniu i łzy wylewałeś nad ludem, którego dotknęło wielkie nieszczęście.
Czy wiesz, co się dzieje z twoimi chlebami, które umieszczasz w arce? – spytał rabbi. Abraham pochylił głowę i rzekł:
Wiekuisty, okazując mi łaskę, spożywa moją ofiarę.
A na to rabbi: Czy tobie się zdaje, głupcze, że Bóg posiada ręce, którymi sięga po pożywienie, i usta, do których je wkłada, i żołądek, który je trawi? Jesteś prostakiem, am haarecem, synem nieuctwa! Wiedz, że te chleby kradł nieuczciwy dozorca bożniczy i sam je zjadał! Schwytałem go na tym uczynku, a chcąc się dowiedzieć, jaki to szaleniec wkłada chleb do arki, ukryłem się w synagodze i oto teraz widzę, że ty nim jesteś, Abrahamie, owco zbłąkana, mężu przepaści, który nie wiesz, że Elohim nie posiada żadnych cielesnych właściwości! Bezbożniku! Jak mogłeś przypuszczać, że Bóg zjada twe chleby, skoro jest niewidzialny, nieskończony i nieograniczony ciałem! Dopuściłeś się grzechu, Abrahamie!
Abraham zapłakał, zrozumiał bowiem, że czcząc Pana według swej najlepszej woli, bluźnił przeciw Niemu, a Pan zagniewany jego nieuctwem i głupotą odwrócił swoje oblicze od jego chlebów. Zgnębiony i rozczarowany wrócił do domu.
Tej samej nocy przyszedł do rabbiego Elohim i tak powiedział:

Chciałeś wyprowadzić z błędu pobożnego człowieka, ale w swoim zacietrzewionym dążeniu do prawdy zapomniałeś o tym, że nie jest ważne, czy Ja, Pan Zastępów, spożywam owe chleby, czy spożywa je nieuczciwy sługa bożniczy. Albowiem ważne jest tylko to, że Abraham, człowiek prostego serca, wierzył, iż Ja, Bóg, posililem się jego chlebem. A ty co zrobiłeś? Zabiłeś wiarę pobożnego człowieka! Kto zabija wiarę człowieka nawet w imię prawdy, winien jest śmierci, bo czyni tak, jakby zabił samego człowieka. Dlatego umrzesz, rabbi.

Rano domownicy znaleźli w łożu martwe ciało rabbiego. Dziadek skończył opowiadanie.

Milczeliśmy.

Podsumowując, jakie z powyższej lektury możemy wyciągnąć wnioski?
Czytanie Pisma Świętego w towarzystwie innych ludzi ubogaca.
Dobrze dobrane pytania, komentarze i teksty dodatkowe – poszerzają nasze postrzeganie natchnionego tekstu.
To, co w pierwszej chwili do mnie dociera, może się diametralnie zmienić pod wpływem świadectwa innych ludzi.

Dlatego mamy takie wspólnoty, jak Krąg Biblijny. One mają szerokie możliwości wspólnego oddziaływania na poszczególne osoby, po to, aby każdy głębiej i w innej perspektywie mógł zbliżać się do Boga. Czyli – do życia wiecznego w gronie zbawionych.
I dlatego dzielmy się sobą dla zbudowania bliźniego. Miejmy wrażliwość, nie tylko pomysł stosowania zasad dokładnie tak, jak są zapisane, ale tak, aby miłość bliźniego przez nas przemawiała. Przychodźmy na spotkania Kręgu. I aktywnie w nich uczestniczmy.

Waldemar Napora