Czy próbowałeś kiedyś czytać na głos Pismo Święte? Wieczorem przy stole, w gronie najbliższej rodziny? A może czytałeś je głośno przed snem, tylko dla siebie, jak to czynił Juliusz Słowacki? „Często wieczorem — pisał w jednym z listów do matki – czytam głośno rozdział z Biblii.” A może czytałeś je głośno jak Olga z noweli Czechowa Chłopi? „Olga mówiła statecznie, śpiewnie i chodziła jak pątniczka, szybkim, drobnym kroczkiem. Codziennie czytywała Pismo Święte, czytała na głos, na sposób cerkiewny, wielu rzeczy nie rozumiała, lecz święte słowa wzruszały ją do łez, a takie wyrazy jak «albowiem» czy «azali» wymawiała ze słodkim zamieraniem serca. Wierzyła w Boga, w Matkę Boską, w świętych; wierzyła, że na tym świecie nie można krzywdzić nikogo – ani zwykłych ludzi, ani Niemców, ani Cyganów, ani Żydów – i że biada nawet tym, którzy nie mają litości dla zwierząt; wierzyła, że tak napisane jest w księgach świętych, i dlatego, kiedy wymawiała słowa Pisma Świętego, słowa nawet niezrozumiałe, to twarz jej stawała się żałośliwa, rzewna, jasna”.

Posłuchaj… Czytając na głos Pismo Święte w gronie najbliższej rodziny, spróbuj sobie wyobrazić, że żyjesz przed dwoma tysiącami lat w Jerozolimie i opowiadasz u stóp Góry Oliwnej garstce ludzi dzieje Jezusa z Nazarethu. Posługujesz się metodą narracyjną ówczesnych opowiadaczy biblijnych dziejów. Umiejętnie frazujesz i kształtujesz tę opowieść za pomocą rytmicznego zaśpiewu, który jest czymś pośrednim między mową mówioną a śpiewem, dzięki czemu wywołujesz w słuchaczach serdeczne wzruszenie. Opowiadacze izraelscy wiedzieli, że nawet najtrudniejsze teksty wygłaszane z zaśpiewem i poddane zabiegowi płynnego i eufonicznego frazowania szybciej przenikają do ucha i duszy słuchacza niż mowa mówiona. W mistycznej księdze Tikuni Zochar (XI, s. 45a) jest napisane: ,,W niebie znajdują się święte miejsca, które otwierają się tylko za pomocą śpiewu”. Czytając głośno Pismo Święte, pamiętaj o gestach rąk i mimice twarzy, którymi posługiwał się narrator dla jasnej i wyrazistej wykładni słowa.

Albowiem syn Izraela, jak każdy Semita, wypowiada swoje myśli nie tylko za pomocą słów, ale także niezwykle ekspresywną i dramatyczną grą twarzy, oczu i gestykulacją rąk. Ten zespół ruchów, gestów i spojrzeń jest nie tylko akompaniamentem, plastycznie ilustrującym wypowiadane przez niego słowa, ale często jest bądź swoistym i samodzielnym tekstem mimicznym, wyprzedzającym słowną wypowiedź, bądź jest jej ważnym uzupełnieniem. W Piśmie Świętym zdarzają się trudne do zrozumienia fragmenty zdań. Trudność ich jasnego odczytania wynika m.in. ze skłonności do używania przez Hebrajczyków skrótów myślowych, szczególnego i ulubionego środka, dzięki któremu posługując się najmniejszą liczbą słów, wyrażali najbardziej złożone myśli. Ale taki skrót myślowy był zawsze poparty wyrazistą wymową mimiczną i eufonicznym kształtowaniem wypowiadanego słowa, wskutek czego to, co nam dzisiaj w czytaniu wydaje się trudne do odcyfrowania lub do pełnego zrozumienia, dla izraelskich słuchaczy było przejrzyste i proste. Nie myśl jednak, czytelniku, że cię nakłaniam do gestykulowania i mimiki podczas głośnego czytania biblijnego tekstu. Chcę tylko, byś czytając głośno Biblię, pamiętał, że w miejscach trudnych i zawiłych narrator starał się rozwiązywać trudności sakralnego tekstu nie tylko za pomocą modulacji głosu i umiejętnie rozłożonych akcentów, ale sięgał również do plastycznej wymowy gestów, to znaczy do tych funkcji, które u nas nigdy nie były stosowane jako estetyczny środek ułatwiający właściwe odczytanie Słowa Bożego. Thomas Merton pisał w swojej rozprawie o Psalmach, że podczas ich lektury,,musimy stać się do pewnego stopnia ludźmi Wschodu”. O tym warto pamiętać.

Pewnego wiosennego dnia, podczas pobytu w Palestynie było to w roku 1946 — pojechałem do górnej Galilei i zwiedziłem Safed, miasto malowniczo położone na stromym stoku wysokiej góry. Ulice, spiralami opasujące miasto, połączone są prostopadłymi schodami, które tworzą osobliwą drabinę, opierającą się podstawą o ziemię, a szczytem o niebo. To porównanie nie jest przypadkowe. Ma ono głębokie uzasadnienie w charakterze miasta, które od kilkuset lat, od czasu, gdy zamieszkał tutaj w XIV wieku wielki kabalista rabbi Izaak Luria, jest stolicą żydowskich mistyków i kabalistów. Jasne jest więc, że niezliczona ilość prostopadłych schodów w Safed, łączących ulicę z ulicą, prosi się o porównanie z Jakubową drabiną, po której aniołowie, zstępując z nieba na ziemię i wstępując z ziemi do nieba, odbywali świętą wędrówkę w celach tajemniczych, więc niezwykle podatnych na wszelkie mistyczne dociekania i domysły.

I otóż pewnego wiosennego dnia przybywszy do Safed, szedłem w upalne południe nadgryzionymi przez czas schodami, pnącymi się mozolnie na szczyt góry, gdzie wznosiły się ruiny starej warowni. Mijając jakiś dom, usłyszałem z otwartego na parterze okna przepojone modlitewną żarliwością hebrajskie słowa – domyśliłem się, że mieści się tutaj jesziwa (szkoła talmudyczna) – które chociaż mówione na przeciągłym i melodyjnym zaśpiewie, były tak precyzyjnie wypowiadane, że do uszu moich wyraźnie docierał ich pełny sens. Doskonała, czysta wymowa czytającego uwydatniała i uplastyczniała każdą myśl, nieomal ją wypieszczała z tą szczególną troskliwością miłośnika natchnionych Pism, świadomego świętości i głębi wygłaszanego przez siebie tekstu. Był to głos młody, chłopięcy, bardzo świeży i ciepły. Zaskoczony jego pięknem, przystanąłem i począłem nasłuchiwać. Ktoś czytał wersety z Księgi Genezis o spotkaniu Jakuba z Rachelą u studni:

„Jakub podniósł się i poszedł

Do krainy synów Wschodu.

I rozejrzał się dokoła,

A była tutaj studnia na polu,

A trzy stada owiec leżały obok niej,

Albowiem u studni tej pojono stada.

A usta studni zawarte były

Wielkim kamieniem.

A gdy schodziły się wszystkie stada,

Z ust studni usuwano kamień,

Pojono owce,

A potem znowu kladziono kamień

Na swoje miejsce,

Na usta studni.

Wtedy rzekł do nich Jakub: <<Bracia, skąd jesteście?»>

Mówią:

«Z Charanu jesteśmy».

I rzecze Jakub:

«A znacie Labana, syna Nachora?»>

Odrzekli:

«Znamy go».

A on ich spytał:

«Żyje w pokoju?»

Odpowiedzieli: «W pokoju…

Spójrz…

Idzie z owcami jego córka, Rachela…>>

On rzekł:

«Jeszcze sporo dnia jest przed nami I nie nadeszła godzina

Powrotu bydła do zagród.

Napójcie owce

I idźcie je znowu wypaść…»

Oni odpowiedzieli: «Nie możemy tego uczynić,

Dopóki nie zgromadzą się wszystkie stada,

A wtedy z ust studni

Będzie usunięty kamień,

A my napoimy owce nasze».

A gdy jeszcze z nimi rozmawiał,

Przyszła Rachela z owcami ojca swego.

Była bowiem pasterką.

Córkę Labana,

A gdy Jakub ujrzał Rachelę,

Brata matki swojej,

Z ust studni usunął kamień

Zbliżył się,

I napoił owce Labana,

Brata matki swojej.

I pocałował Jakub Rachelę,

I podniósłszy głos,

Zapłakał…”

(Księga Genesis 29,1-11)

Opis przybycia Jakuba do studni czytany był powoli, głosem miękkim, przyciszonym, pastelowym, ale dialog z pasterzami już w tempie przyspieszonym, miejscami nieomal staccato, i zdradzał przybierającą niecierpliwość izraelskiego przybysza, przeczuwającego ucieleśnienie swojego przeznaczenia. Słowa: „,Spójrz… Idzie z owcami jego córka Rachela…” wypowiedziane na lekkim przydechu, były przygrywką do głównej sceny, która za chwilę miała się rozegrać przed oczami pasterzy. Zbliżała się Rachela. Glos recytatora drżał, mienił się niezliczoną ilością najcieplejszych barw, iskrzył się, perlil i płynął łagodnym, melodyjnym strumieniem. Ten glos był pełen tęsknoty za czymś, co musi się wypełnić. Ale nie było w nim zmysłowej ekstazy, cielesnego pożądania. Było to wzruszenie czyste, ezoteryczne, dostępne tylko dla tych wybranych, którzy świadomi dziejowych przeznaczeń tej osobliwej chwili, wiedzieli, co ona oznacza: kolejne ogniwo w świętym misterium dokonującej się Obietnicy. I wtedy nagle przy słowach I pocałował Jakub Rachele” głos czytającego spotężnial, rozpalił się ognistym żarem i… załamał. Rozległo się ciche, przejmujące Ikanie.

Na palcach podszedłem do okna i zajrzałem do wnętrza jesziby. Na środku, na prostej, heblowanej ławie, siedział za stołem nad otwartą Księgą młodzieniec o śniadej twarzy, o delikatnych regularnych rysach. Kosmyki kruczych włosów wymykały się spod kolorowej jarmułki. Jego wyciągnięte, w łokciach nieco skurczone ręce trwały nieruchomo, jakby zamykały w uścisku głowę oblubienicy.

Nie chcąc spłoszyć nastroju, w którym chłopiec był pogrążony, cicho, na palcach oddaliłem się. Idąc pod górę stromymi schodami, pomyślałem, że tak prawdopodobnie wyglądał Jakub, gdy ujrzał Rachelę u studni, i zrozumialem, dlaczego w mistycznym systemie rabbiego Izaaka Lurii, kabalisty, pramatka Rachela stała się symbolem Szechiny, Obecności Bożej.

Oto, co przeżyłem wówczas pod wpływem pewnego tekstu biblijnego czytanego głośno przez żydowskiego chłopca w miasteczku Safed w górnej Galilei. Bylo to jedyne w swoim rodzaju przeżycie, które utrwaliło mnie w przekonaniu, że niezliczoną ilość wzruszeń można wydobyć z Biblii przez jej głośne czytanie i wiele nowych wartości można w niej odkryć, czytając na glos jej natchnione wersety. Czy potrafimy tak czytać Pismo Święte?

Spróbuj czytać, przyjacielu, według swoich własnych możliwości i na swój sposób. Usiądź pewnego dnia przy stole, w gronie najbliższych i otwórz Biblię, i głośno ją czytaj. Albo wieczorem odczytaj przed snem jeden jej rozdział tylko dla siebie, ale na głos, jak zwykł czynić Juliusz Słowacki.

Spróbuj… Spróbuj…

Fragment książki „Krąg Biblijny” R. Brandstaettera