Najpierw jest informacja o planowanym wyjeździe. Potem decyzja tych, którzy chcą jechać, czas na przygotowanie i… wyjazd. O ile uda się zapisać. Bo, jak się dało zauważyć, nasze parafialne pielgrzymki autokarowe cieszą się bardzo dużym zainteresowaniem. Faktem jest, że są one bogate w treści. Co potwierdzają pielgrzymi – ilość nawiedzanych miejsc, obecność przewodników, którzy przekazują nam wiedzę i niejednokrotnie pozwalają na nowo odkryć postacie ludzi wiary związanych z tymi miejscami są bezsprzecznie argumentami zachęcającymi do tej formy pielgrzymowania. Zapewne niebagatelny wpływ mają też atmosfera wśród pątników, noclegi, wyżywienie.

W tym roku główna pielgrzymka parafialna nawiedzała Żelazową Wolę, Niepokalanów i Warszawę, z których to miejsc mieliśmy relację na naszej stronie internetowej i YouTube na bieżąco. Możemy do tego wrócić klikając poniższe linii:

Dzień pierwszy pielgrzymki 

Dzień drugi pielgrzymki.

Mogliśmy też śledzić fotorelację w galerii zdjęć dostępnej również na naszej stronie internetowej. Aktualnie zarówno opisy zostały lekko zaktualizowane. Zostały też poprawione i uzupełnione zdjęcia w galerii.

Galeria zdjęć 

Ważnym, wirtualnym miejscem, dla życia parafii jest też parafialne konto na YouTube. Znajdziemy tam również relację z poszczególnych dni. W tym miejscu możemy nie tylko zobaczyć to, co widzieliśmy na własne oczy, ale też usłyszeć dźwięki i głosy, które jeszcze bardziej pomagają w poszukiwaniu sensu. Na tym kanale znajdziemy kilka utworów Fryderyka Chopina, które wykonała dla nas Saya Kamada – młoda japońska pianistka. Jest tam też film z fragmentem oprowadzania po Ogrodach Chopinowskich. 

Zdecydowanie polecam, jako formę przypomnienia dla pielgrzymów, a jako zachętę do nawiedzenia Niepokalanowa, przedstawienia Panoramy Tysiąclecia i Misterium Męki Pańskiej. Warto posłuchać homilii ks. Darka ale też wspólnego śpiewu w autobusie.

Ta pielgrzymka jest za nami. Przeżyliśmy ją indywidualnie – każdy na swój sposób. Przeżyliśmy też wspólnotowo. I tym doświadczeniem chciałbym się podzielić. Szczególnie, że w pewnym zakresie czuję się współodpowiedzialny za wzajemne zaangażowanie, pomoc w organizacji i sprawności obsługi całego przedsięwzięcia. 

Po pierwsze – atmosfera. Wiemy, że jesteśmy różni. Niekiedy nam samym trudno się powstrzymać i reagujemy impulsywnie. Niekiedy nasz sąsiad lub sąsiadka (szczególnie w małej przestrzeni autobusu) działa na nas mniej lub bardziej pozytywnie. I wtedy może być nerwowo. Ale może też być kulturalnie. Już podczas dwóch dni wspólnego pobytu może wydarzyć się wiele. Nie jest problemem irytacja czy zniechęcenie jeśli potrafimy stanąć ponad tym. I, jak pokazało nasze doświadczenie, wielu z nas w poczuciu braterskiej miłości łagodziło swoje i wspołpielgrzymów emocje w sposób kulturalny. Co powodowało otwarcie na bliźniego, poświęcenie mu uwagi, budowanie relacji.

Po drugie – zaangażowanie. Możemy znać różne hasła i zachęty – i może z tego nic nie wynikać. Ale możemy czuć się pełnoprawnymi członkami wspólnoty. Podobnie jak utożsamiamy się z rodziną (w której nie zawsze przecież jest idealnie), tak możemy też zachowywać się w Kościele – naszą rodziną wierzących w jednego Boga. Rodziną, którą łączy jeden Ojciec, która w Jezusie ma Brata, którą umacnia i uwrażliwia jeden Duch. Jestem dumny i ogromnie zadowolony, że każda z osób, którą poprosiliśmy o zaangażowanie podjęła się zadania. A sposób, w jaki to zadanie realizowała, dla nas wszystkich był budujący. Na prawie 60 osób, które jechały (w tym kilka spoza naszej parafii) prawie 30 osób było w coś zaangażowanych. Po reakcjach tych osób, ale też pozostałych pielgrzymów – widać było przeżycie i głębszą integrację społeczną.

Po trzecie – świadectwo postaw. Już w zaangażowaniu widać przejaw dawanego świadectwa. Ale bardziej poruszało mnie to, co mówiliśmy podczas impulsów oglądania, słów przewodników, informacji medialnych prezentowanych w muzeach. I tu widzę ogromną potrzebę tłumaczenia, wyjaśniania i łagodzenia szczególnie podczas homilii, katechez, nauk… Zastanawiać może np. sytuacja, w której z jednej strony odczuwamy niechęć do migrantów (na porządku dziennym słyszę krytykę wobec innych nacji, które przybywają do Polski), a z drugiej po Muzeum Opatrzności Bożej w Warszawie oprowadza nas Białorusinka, która tłumaczy nam religijność Karola Wojtyły i Stefana Wyszyńskiego. Widzimy napisy na ścianach słów o nieakceptacji nienawiści wobec tych, którzy nas ciemiężycieli wypowiadanie przez Prymasa Tysiąclecia, ale już po chwili w kolejnej sali na widok Gomółki czy innych działaczy PRL słychać nasze krzyki niechęci (używam tu eufemizmu). Z jednej strony słyszymy na parkingu przed Zamkiem Królewskim w Warszawie na widok rejestracji niemieckiego autokaru, że oni nie mają prawa tu być, bo mordowali naszych rodaków – a z drugiej strony jedziemy do Niemiec robić zakupy lub do pracy (mieszkańcy naszej parafii w niemałej grupie korzystają z finansów Niemiec). I tu musimy zmierzyć się z tym, co usłyszeliśmy w Muzeum ks. Jerzego Popiełuszki, o słowach wypowiedzianych przez jego matkę krótko po pogrzebie – wybaczam tym, którzy zabili mojego syna.

Czy katolik może zrobić coś więcej? Uczmy się od świadków historii, od świadków miejsc, które nawiedzamy podczas pielgrzymek ich oddania Bogu. I przyjmowania tego, co On nam daje (ale i odbiera). Bądźmy świadkami miłości Chrystusa. Chociaż nie jest to łatwe. I może tego nie rozumiemy – to spróbujmy w pełnym zaufaniu do naszego Stwórcy powtarzać za Jezusem – oddal ode mnie ten kielich, lecz nie moja tylko Twoja wola dzieje się  każdego dnia w moim życiu.

Może w przyszłym roku będzie kolejna pielgrzymka, a na niej będziesz i ty. Pamiętaj, że każdy z tam obecnych tworzy wspólnotę i od humorów i zachowań wszystkich zależy czy wyjazd będzie udany, budujący i godny polecenia innym.