Poniedziałek. Dzień, jak każdy inny. Ale czy na pewno? W kościele parafialnym przed Mszą świętą zbiera się więcej ludzi niż zazwyczaj. Są też dzieci, których w tygodniu raczej trudno spotkać w kościele. Rozpoczyna się Msza święta. Ale światła są przygaszone. Za to w kościele widać zapalone lampiony. Dzieci idą wspólnie z księżmi w procesji rozpoczynającej Eucharystię trzymają swoje lampy (bezpieczne, bo bez prawdziwego ognia) wysoko ponad swoimi głowami. Celebracja Mszy świętej się rozpoczyna, ale świateł nie przybywa. Specyficzny nastrój. Pewnej niepewności, inności. Bo ten czas ma być inny. Ma być czasem oczekiwania. Na co? Czy tylko na prezenty? Na wigilijny stół, kilka dni wolnych od pracy, od szkoły…?
Czy może czas oczekiwania na przyjście Jezusa…? Urodzi się we mnie? Dla kogoś, dla kogo może dzisiaj nie żyję?