Język to życie – twierdzi prof. Jan Miodek, a starożytna maksyma głosi: Lex orandi, lex credendi, co znaczy, że treści modlitw mają wpływ na treści wiary i odwrotnie. Idąc dalej, to, co się dzieje w kościelnych świątyniach, wpływa na to, co dzieje się w domach i odwrotnie. A że wcześniej niż później słowa stają się ciałem, materializują się w czynach, warto przemyśleć i przemodlić pytanie: dlaczego np. wciąż z zapałem wyśpiewujemy „A kiedy Ojciec rozgniewany siecze, szczęśliwy, kto się do Matki uciecze”? W innej pieśni, która niewiele brakowało, a stałaby się hymnem narodowym, też wprowadziliśmy ulepszenia i zamiast „Od nieszczęść, które pognębić ją miały”, wyśpiewujemy „przygnębić”.
A swoją drogą historia powstania tego hymnu też może nam wiele powiedzieć o przedziwnych losach tekstów: „Boże, coś Polskę przez tak liczne wieki / Otaczał blaskiem potęgi i chwały / I tarczą swojej zasłaniał opieki / Od nieszczęść, które przywalić ją miały. / Przed Twe ołtarze zanosim błaganie, / Naszego króla zachowaj nam Panie!”. Tym „naszym królem” był nie kto inny, jak tylko sam car Aleksander I. Natomiast dramatyczne wyrażenie „przywalić” zastąpiliśmy łagodniejszym słowem „pognębić”, a w rezultacie wyszło nam ot takie sobie „przygnębić”.
Z sądu do piekła
Sprawa staje się poważniejsza, gdy z wątpliwym poprawianiem słów mamy do czynienia w tekstach mówiących o życiu i śmierci. Porównajmy przykładowo wersety 28 i 29 z piątego rozdziału Ewangelii Jana. W Biblii Wujka czytamy: „Przychodzi godzina, w którą wszyscy, co są w grobiech, usłyszą głos Syna Bożego. I wynidą, którzy dobrze czynili, na zmartwychwstanie żywota, a którzy złe czynili, na zmartwychwstanie sądu”. Biblia paulistów, Edycja Świętego Pawła: „Ci, którzy czynili dobro, zmartwychwstaną do życia, ci natomiast, którzy czynili zło, zmartwychwstaną na sąd”. Nowy Testament, wydanie interlinearne: „wszyscy w grobowcach usłyszą głos jego, i wyjdą (ci) – dobre, (którzy-uczynili), na powstanie (do) życia, (ci) zaś – bezwartościowe (którzy-zrobili), na powstanie (do) sądu”. Podobny przekład znajdziemy w Biblii Mesjańskiej, Biblii w przekładzie Nowego Świata, Biblii Lubelskiej czy Biblii Toruńskiej. Co ważne, w Wulgacie mamy słówko in iudici, czyli też „na sąd”.
Natomiast w Biblii Tysiąclecia – a co za tym idzie, w Lekcjonarzu mszalnym – rzecz wygląda zupełnie inaczej: „Ci, którzy pełnili dobre czyny, pójdą na zmartwychwstanie życia; ci, którzy pełnili złe czyny – na zmartwychwstanie potępienia”. Podobnie w Biblii Warszawsko-Praskiej: „Wtedy ci, którzy uczciwie postępowali, zostaną przeznaczeni na zmartwychwstanie do życia wiecznego, a ci, którzy się dopuszczali zła, zmartwychwstaną, by cierpieć potępienie”. Nowa Biblia Gdańska: „I ci, którzy dobrze czynili, wyjdą na zmartwychwstanie do życia, ale ci, którzy źle czynili, na zmartwychwstanie na potępienie”. A ponieważ ten fragment Ewangelii odnosi się do sądu ostatecznego, przyjęto, że kara też musi mieć charakter ostateczny, czyli trwać wiecznie. Owszem, na sądzie może zapaść wyrok skazujący, ale też uniewinniający. Dokonując wyboru między jednym i drugim tłumaczeniem, chcąc nie chcąc ujawniamy swoją, nazwijmy to, opcję eschatologiczną. Jaką nadzieją żyjemy – na powszechne zbawienie czy może potępienie?
Jezus powiedział: „Uroczyście zapewniam was: kto jest posłuszny mojej nauce i kto wierzy w Tego, który Mnie posłał, ma życie wieczne i nie będzie sądzony, lecz przeszedł ze śmierci do życia” (J 5, 24). A zatem ci, którzy żyli po Bożemu, nie będą sądzeni, bo i po co? Ich los już został przesądzony, już za życia przeszli do wieczności, a nie dopiero po śmierci. Natomiast ci, którzy zajmowali się „bezwartościowymi” sprawami, ci tak, potrzebują sądu, czyli stanięcia w prawdzie. Jaki wyrok zapadnie? Nie wiemy – ewangelista o sentencji wyroku nie przesądza. Nie może przecież wchodzić w kompetencje Boga, gdyż tylko „On objawia to, co tajemne i niepojęte, On wie, co ukryte w ciemności, w Nim mieszka światło” (Dn 2, 22). „Żadne stworzenie nie ukryje się przed nim, gdyż wszystko jest odkryte i jawne oczom Tego, któremu musimy zdać sprawę” (Hbr 4, 13). Jezus radzi: „Nie osądzajcie według pozorów, lecz wydawajcie sprawiedliwy wyrok” (J 7, 24). „Pan jest moim sędzią – mówi Paweł Apostoł. – Nie rozstrzygajcie niczego aż do przyjścia Pana, który rozjaśni to, co ukryte w ciemności, i ujawni zamysły serc, a wtedy każdy otrzyma pochwałę od Boga” (por. 1 Kor 4, 3-5).
Dlatego Franciszek słusznie zauważa: „Kto nie zna czułości Boga, ten nie zna doktryny chrześcijańskiej! Kto nie pozwala, aby Bóg obdarzył go czułością, jest zagubiony!”. Wybitny teolog współczesny kard. Walter Kasper konkluduje: „Kościół nie głosi już Boga, który grozi, potępia i karze, ale Boga, który przyjmuje, akceptuje, przebacza i jedna wszystkich w miłości. Jest to nowy ton, który jest dobry dla Kościoła, ale który nie wszystkim się podoba, a także bywa źle rozumiany jako relatywizm”. Dlatego papież radzi spowiednikom, żeby nie bali się przesadzić z miłosierdziem, natomiast przestrzega, by uważali, aby konfesjonału nie przerabiać na salę tortur.
Judasz czy Juda?
W Nowym Testamencie grecko-polskim czytamy, że Jezus powołał dwunastu, a wśród nich „Judę Iskariotę, tego, który i wydał go” (Mk 3, 19). Tymczasem z małymi wyjątkami chyba we wszystkich polskich przekładach mamy Judę przechrzczonego na Judasza. Wśród dwunastu znajdziemy jeszcze jednego o imieniu Juda, syna Jakuba, ale tego zostawiliśmy w spokoju i czcimy jako Judę Tadeusza.
Obecnie zmienianie imion praktykuje się jeszcze w niektórych zakonach na znak rozpoczęcia nowego sposobu życia. Zmieniamy też imiona i nazwy w innym celu, podłym, gdy chcemy kogoś skrzywdzić. Judę Apostoła przerobiliśmy na Judasza, żeby łatwiej było wyłączyć go spośród nas, chrześcijan, i zrobić z niego symbol wszelkiej podłości, ale podłości cudzej. Stał się więc Juda wcieleniem Szatana, bogobójcą, wreszcie przedstawicielem narodu, który tak jak on dopuścił się grzechu niemożliwego do przebaczenia.
Tymczasem Piotr Apostoł, być może pamiętając wydarzenie na dziedzińcu pałacu arcykapłana, wspominając Judę, mówi: „Musiały się wypełnić słowa zapowiedziane przez Ducha Świętego ustami Dawida o Judaszu, który stanął na czele tych, którzy pojmali Jezusa, choć był przecież jednym z nas, to znaczy miał udział w tym samym posługiwaniu” (Dz 1, 16-17).
„Był przecież jednym z nas”, mówi Piotr, a to znaczy, że głowa Dwunastu nie wypiera się Judy, nie dystansuje się od niego. Przeciwnie, usiłuje w jego postępowaniu dostrzec działanie nie tylko Złego. Według Piotra występek Judy, jego działanie przepełnione złem, zawiera w sobie również działanie Boga. Warto zauważyć, że Piotrowy opis losu Judy stoi w sprzeczności z ewangelicznymi opowiadaniami o nim. W Ewangelii Juda popełnia samobójstwo zaraz po zwróceniu pieniędzy kapłanom, którzy za nie kupują pole z przeznaczeniem na cmentarz. W Dziejach Apostolskich to nie kapłani, ale Juda kupuje pole i dopiero po jakimś czasie w dramatycznych okolicznościach ginie. W opowiadaniu o Judzie nie jego czyny są jednak najbardziej podłe.
„Judasz, który Go zdradził, dowiedział się, że skazano Go na śmierć, poczuł wyrzuty sumienia i odniósł trzydzieści srebrników wyższym kapłanom oraz starszym. Powiedział: »Zgrzeszyłem, gdyż wydałem niewinnego«. A oni mu odparli: »Co nas to obchodzi? To twoja sprawa«. Wtedy rzucił pieniądze w stronę świątyni, odszedł stamtąd i powiesił się” (Mt 27, 3-5). „Co nas to obchodzi? To twoja sprawa” – trudno o bardziej podłe słowa.
Tymczasem Piotr o Judzie mówi: „Był przecież jednym z nas”. Czy to przyznanie się Piotra do Judy przypadkiem, a raczej z Bożego natchnienia, nie odsyła nas do tego, co dzieje się dzisiaj w Kościele i z Kościołem? Przecież to nie grzech, ale zepsucie człowieka jest największym nieszczęściem Kościoła, mówi Franciszek. Ulegliśmy, a nawet jesteśmy winni herezji niewinności, jak mówi Leszek Kołakowski.
Na ramionach Jezusa
Zapominając o Judzie, zwalając winę na niego i na ludzi, którzy decydowali i dzisiaj decydują o życiu i śmierci innych, przecież córek i synów Boga, nabożnie i gorliwie, bez zająknięcia, powtarzamy: „Dla Jego [Jezusa] bolesnej męki, miej miłosierdzie dla nas i całego świata”. Podobnie dzieje się w czasie odprawiania nowenny do Matki Bożej Nieustającej Pomocy.
Najpierw bez odrobiny skrępowania przypominamy Maryi, że to jej Syn „umierając dał nam [ją] za Matkę”, następnie, przepraszam za wyrażenie, stawiamy Maryję pod ścianę: „Czyż więc nie będziesz dla nas, jak głosi Twój słodki tytuł: Nieustającą Wspomożycielką? Ciebie więc o Matko Nieustającej Pomocy, przez bolesną mękę i śmierć Twego Boskiego Syna, przez niewypowiedziane cierpienia Twego Serca, o Współodkupicielko, błagam najgoręcej, abyś wyprosiła mi u Syna Twego tę łaskę, której tak bardzo pragnę i tak bardzo potrzebuję”. A przecież do bolesnej śmierci Jezusa my również przyczyniliśmy się i przyczyniamy: „Zapewniam was: czego nie zrobiliście dla jednego z tych najmniejszych, tego nie zrobiliście dla Mnie” (Mt 25, 45).
Zabierając się do wypraszania tak bardzo upragnionych i potrzebnych łask, dobrze będzie popatrzeć na krzyż i wiszącego na nim człowieka. Jakoś traci się wtedy odwagę na proszenie o długie życie przy czerstwym zdrówku.
W Vézelay w bazylice świętej Marii Magdaleny na kapitelu jednej z kolumn można oglądać wyobrażenie Jezusa jako pasterza dźwigającego na barkach nagie ciało martwego Judy. Najtrafniejszym komentarzem do tej rzeźby i naszego myślenia o Judzie, jak też naszej winie, wielkiej winie, niech będzie wypowiedź Franciszka: „Najdoskonalszą owcą zagubioną w Ewangelii jest Judasz: człowiek, który zawsze miał w duszy pewną gorycz. (…) Judasz był biskupem, był jednym z pierwszych biskupów. Owca zagubiona, biedaczysko!”. A skoro już o biskupach mowa, to popatrzmy na najpierwszego, na Piotra.
Wyparł się, zdradził
Łukasz opowiada: „Pochwycili (Jezusa), zabrali i zaprowadzili do domu najwyższego kapłana. A Piotr szedł za Nim z daleka. Kiedy rozpalili ogień na środku dziedzińca i usiedli razem, także Piotr usiadł między nimi. Jakaś służąca zobaczyła go siedzącego przy ogniu, przyjrzała mu się i powiedziała: »Ten też był z Nim«. On zaś zaprzeczył, mówiąc: »Kobieto, nie znam Go«. Trochę później ktoś inny zobaczył go i powiedział: »Ty też jesteś jednym z nich«. Piotr odrzekł: »Człowieku, nie jestem«. Po upływie mniej więcej godziny ktoś inny stanowczo twierdził: »Z pewnością on też był z Nim. Przecież jest Galilejczykiem«. Piotr odpowiedział: »Człowieku, nie wiem, o czym mówisz«. I w tej chwili, gdy on jeszcze mówił, kogut zapiał. A Pan odwrócił się i spojrzał na Piotra. Przypomniał sobie Piotr słowo Pana, gdy mu powiedział: »Dzisiaj, nim kogut zapieje, trzy razy się mnie wyprzesz«. Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał” (Łk 22, 54-62).
Ten fragment najczęściej odbiera się jako opis zaparcia się Piotra Apostoła, zdrady. Czy słusznie?
Weźmy takie, wcale nie zmyślone, wydarzenie. Trwa stan wojenny, ktoś drukuje ulotki, a jego sąsiad je kolportuje. Milicja najpierw aresztuje kolportera, a następnie drukarza, który na przesłuchaniu dowiaduje się, że kolporter sypie, co oczywiście nie jest prawdą. W takiej sytuacji trzeba iść w zaparte. Nikogo nie znam, niczego takiego nie robiłem, a na sąsiada wprost patrzeć nie mogę. Czy to znaczy, że tak jest naprawdę? Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie będzie pakował się w łapy tych, którzy chcą go dopaść i wsadzić za kratki.
Czy więc Piotr rzeczywiście zaparł się Jezusa, zdradził Go? Nie, po prostu postąpił rozsądnie, a najistotniejsze w tym opowiadaniu jest to, że Piotr „wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał”. Zapłakał z bezradności, bezsilności wobec jawnej krzywdy wyrządzanej komuś, kogo się kocha i komu nijak nie można pomóc, nijak uratować. We łzach Piotra, w jego płaczu jest płacz Boga, bezsilnego wobec człowieka. Johannes Scheffler (Anioł Ślązak): „Czego chce Syn Boży, że w taką nędzę wpada / I krzyż taki ciężki na ramiona wkłada? / I że aż do śmierci się trwoży bez ratunku? / On pragnie tego właśnie, twego pocałunku”. Dzieje się tak, gdyż „Niegotowy Bóg się staje w doczesności, / Czym się nigdy nie stał w całej swej wieczności”.
TP, 25-02-2023
Najnowsze komentarze