Znowu opuścił okolice Tyru i przez Sydon przyszedł nad Jezioro Galilejskie, przemierzając posiadłości Dekapolu. Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. On wziął go na bok, z dala od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: «Effatha», to znaczy: Otwórz się! Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić. [Jezus] przykazał im, żeby nikomu nie mówili. Lecz im bardziej przykazywał, tym gorliwiej to rozgłaszali. I przepełnieni zdumieniem mówili: «Dobrze wszystko uczynił. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę».

Nasi chłopcy i dziewczęta chodzą po ulicach ze słuchawkami w uszach i słuchają byle gdzie i byle kiedy. Wiedzą, że na świecie jest wiele dźwięków i słów. Wiedzą, że wystarczy nastawić na odpowiednią stację, aby słuchać jej programu.

My, chrześcijanie, powinniśmy pamiętać, że do tych ludzkich dźwięków dołącza się głos Boży.
I Bóg mówi.
Stale i najrozmaitszymi sposobami.

Jak malarz obrazem mówi o swoim talencie artystycznym, tak Bóg poprzez piękno i dziwy przyrody mówi o swoim pięknie i bogactwie. Jak inżynier poprzez dobrze zbudowaną maszynę mówi o swoich zdolnościach, tak Bóg poprzez już od wieków istniejący wszechświat mówi o swojej nieporównywalnej sile i mądrości. pola, łąki, sady i winnice, nad którymi świeci słońce, wieje wiatr i pada deszcz, mówią nam o Jego łaskawej trosce o każdego z nas.
O tym, w jaki sposób mamy postępować, aby był z nas zadowolony i mógł w nagrodę dać nam jeszcze więcej, mówi nam wewnętrzny głos sumienia. Ale najbardziej wyraźnie Bóg mówi o sobie oraz o tym, jak bardzo nas kocha, co nam szkodzi, a co przynosi pożytek, poprzez Księgę, którą właśnie teraz wyjaśniamy, poprzez swoją Ewangelię.
Bóg stale w jakiś sposób mówi.
I to do każdego osobiście.
Mówi do mnie ufnie, po przyjacielsku, i surowo, po ojcowsku, albo serdecznie, po bratersku.
Wielka szkoda, że stale mamy ucho nastawione na wszystkie inne dźwięki: na szelest zarobionych pieniędzy, na brzękanie kieliszków, na szum luksusowych samochodów… Z powodu tych i innych dźwięków nie możemy usłyszeć Jego słów. Nasze uszy są obojętne na Jego mowę, zamknięte, a my duchowo głuchniemy.

Otrzymaliśmy dwoje uszu. I naprawdę nie po to, aby słowo Boże jednym z nich do nas weszło, a drugim wyszło na zewnątrz, ale po to, abyśmy jeśli jednym Go nie usłyszymy, mogli się posłużyć drugim…
Cóż z tego, skoro żadnym nie słuchamy Boga. Cóż możemy potem innym o Nim powiedzieć?
Z tego powodu w życiu duchowym jesteśmy często głuchoniemi.
Te dwa nieszczęścia często idą  ze sobą w parze. Jeśli jesteśmy głusi, jest całkiem pewne, że będziemy także niemi…

Jeśli jednak słuchamy, będziemy mówić o Bogu.
Najczęściej słowami, a najpiękniej i najbardziej owocnie – czynami.
Idę na przykład ulicą w niedzielę, czy nawet w dzień powszedni do kościoła i w ten sposób mówię wszystkim, którzy mnie widzą, o istnieniu Boga, o tym, że w niego wierzę, że zewnętrznie przyznaję się do Niego.
A kiedy staję w szeregu przyjmujących Komunię świętą, ja, mężczyzna o twardych rysach, mówię wszystkim dookoła, że kocham tego odważnego męża, Jezusa z Nazaretu, obecnego w tej kruchej Hostii, że Go na tyle kocham, iż chcę Go do siebie przyjąć.
Kiedy klękam przy konfesjonale, mówię tym samym, że mój Bóg jest sędzią, przed którym kiedyś wszyscy staniemy, aby rozliczyć się z każdego zbytecznego słowa… Ale kiedy z żalem przeproszę Go i obiecam Mu, że nie popełnię już więcej grzechu, On, który jest tak dobry jak nikt z nas, odpuści mi wszystko i wszystko na zawsze zapomni.
Kiedy rano przed wyjściem do pracy, a wieczorem przed spoczynkiem chociażby tylko pobożnie się żegnam, wyznaję przed swoimi domownikami, że swoje życie, zdrowie, chleb i sukcesy zawdzięczam Jego mocy i dobroci.
A kiedy pomagam na drodze nieznajomemu, któremu popsuł się samochód, mówię przez to, że wszyscy należymy do Boga, że wszyscy jesteśmy Jego dziećmi.

Ewangelia mówi, że kiedy Jezus uzdrawiał głuchoniemego, wziął go na bok, dotknął jego uszu i języka i powiedział: Effatha – Otwórz się!
Jeśli przyznajemy się do tego, że jesteśmy dotknięci duchową głuchotą (a w pewnej mierze dotyczy to nas wszystkich), to każde nasze zgromadzenie wokół ołtarza powinniśmy uważać za odwołanie na bok od tłumów, od trosk, od rodziny, od pracy po to, by Chrystus dotknął naszego języka i powiedział: Otwórz się!
Na zakończenie pytanie: Czy kiedy rozważaliśmy opisane wydarzenie, usłyszeliśmy Chrystusa? Jeśli tak, będziemy i my mówić.
Niech się tak stanie.

“Usłyszeliśmy Słowo Pana” A. Faudenom str. 94