Trzy wymiary wiary. 

Niedawno usłyszałem, że wiara to nie tylko „zwykła wiara”, ale, że jest to przestrzeń, która ma aż trzy wymiary. Żeby to lepiej przyjąć, trzeba aby te wymiary wybrzmiały po łacinie. A to, z kolei, pokazuje, że myśl w oryginalnym języku nie zawsze znaczy to samo co po przekładzie na inny język.

Credo Deum esse – wierzę, że Bóg istnieje. Jest to pierwsze i podstawowe znaczenie mojej wiary. Jeśli nie będę wierzył, że Bóg istnieje, to wszystkie kolejne szczeble wiary nie będą miały sensu. To wyznanie, to przekonanie, to jest podstawa. Powinna to być podstawa mojego życia duchowego i generalnie całego mojego życia. I na takiej postawie mogę zakończyć swoją relację z Bogiem. Przecież wierzę, że On jest, że istnieje. Ale tu od razu nasuwa się tekst z Pisma Świętego – cóż w tym szczególnego, przecież i diabły wierzą, że Bóg istnieje. Czy w związku z tym, mogę poprzestać na wierze, że Bóg istnieje? 

Jeśli nie, to mam drugi krok, drugi wymiar wiary: Credo Deo – wierzę Bogu. To jest wiara, która jest zaufaniem. Tu już trzeba więcej niż w poprzednim wymiarze. Jeśli przyjmuję Jego Słowo. Jeśli przyjmuję Jego dary, te dobre, ale i dopusty. Jeśli przyjmuję z zaufaniem wszystko to, co otrzymuję, to muszę jakoś na to reagować. Musi to zmieniać moje życie, moje wybory. Muszę umieć upadać i powstawać. Wchodząc w ten wymiar czuję, że to coś więcej niż wcześniejsza wiara w to, że Bóg istnieje. Gdzieś… Teraz On istnieje dla mnie. I ja Mu wierzę. I znowu mogą pojawiać się myśli, że teraz to moja wiara jest już pełna. Przecież wierzę w istnienie Boga i do tego wierzę Bogu. Wystarczy? 

Jeśli nie to teraz pojawia się trzeci wymiar wiary: Credo in Deum – wierzę w stronę Boga, wierzę w kierunku Boga. Wiara jako proces dynamiczny. Już nie tylko wierzę, że Bóg jest. Już nie tylko wierzę Bogu i Jego dziełom i działaniom w moim życiu. Teraz okazuję moją wiarę, nie jako stan statyczny, ale jako ruch, wiarę, która jest ciągłym procesem. Ciągłym ruchem w stronę Boga. A to oznacza, że będąc w drodze ciągle muszę się pobudzać, utwierdzać w wyborach. I przyjmować to, że idąc mogę mieć wątpliwości. Mogę się zmęczyć. Mogę odczuwać znużenie sobą, otaczającym mnie światem. Ktoś kiedyś powiedział w ewangelicznym slangu, że uczniów czynią tylko uczniowie. Uczniowie raz się uczą lepiej, raz gorzej. Jednego dnia są przygotowani, a innego nie. Niekiedy idą na wagary, a innym razem nie. Niekiedy w drodze można iść w odwrotnym kierunku. Ale można też w dowolnej chwili zawrócić i pójść we właściwym. Ważne jest, żeby idąc kierować się w stronę Boga. Idąc muszę pokazać, że ta droga mnie buduje. I, że chociaż nie znam wszystkich odpowiedzi, to nie jest to problem. Ważne jest aby ci którzy najlepiej mnie znają – moja rodzina, dzieci, widzieli mnie idącego w stronę Boga. To będzie najlepsze świadectwo mojej wiary. Wiary, która kieruje mnie we właściwą stronę.

Na którym etapie wiary jestem? 

Waldemar Napora