Miałem sen. Na balkonie bazyliki świętego Piotra w Rzymie stał nowo wybrany papież. Wyjaśniał tłumom sens imienia, które sobie obrał. Rafael znaczy „Boży lek” albo „Bóg uzdrawia”. Z Biblii jest znany, a w tradycji czczony, jako wierny przewodnik na drogach.
Tymi słowami zaczynają się Listy do papieża, najnowsza książka ks. Tomáša Halíka, znanego teologa, filozofa i psychoterapeuty. Adresatem tytułowych listów jest „papież z krainy snów”, a ukryte znaczenie jego imienia ma być zachętą do szukania nowych dróg oraz zwiastunem niezbędnych przemian w Kościele. W dwunastu listach do wirtualnego Następcy św. Piotra autor podejmuje całkiem nie-wirtualne, palące problemy współczesnego Kościoła: przyczyny obecnego kryzysu, zapomniana wewnętrzna siła religii, wolność i odpowiedzialność, tradycjonalizm, progresizm, uniwersalizm, tożsamość i apostolskość Kościoła, czy tematy eschatologiczne, jak powszechne zbawienie.
I, jak zawsze, ks. Tomáš Halík zaskakuje przenikliwością sądów, świeżością spojrzenia oraz trafnością propozycji. Odważna zachęta, by szukać nowych dróg do Źródła naszej wiary.
Poszukujący nie szukają i nie potrzebują hierarchy, patriarchalnego władcy starego typu, ani urzędnika, menadżera, kontrolera czy ideologa, jakiego zna świecka społeczność. „Papież wszystkich poszukujących”, z którym spotkałem się w swoim śnie, jest ojcem, jak wskazuje tytuł papież (papa), ojcem duchowym, aczkolwiek ojcem dojrzałych dzieci, który w pełni respektuje ich dojrzałość, autonomię i wolność.
Powyżej zamieściłem tekst od Wydawcy, który w taki sposób opisuje tę książkę.
Będąc wewnątrz Kościoła nie mogę nie zauważać zmian, jakie dokonują się nie tylko obok mnie – ale przy mnie. Bo ja, podobnie jak i i Ty, czytelniku jesteśmy częścią Kościoła, a nawet jesteśmy Kościołem, czyli ciałem Jezusa Chrystusa. Dlaczego zainteresowała mnie taka tematyka i osoba autora. Coraz częściej w ostatnich miesiącach wokół mnie pojawiała się inna pozycja książkowa francuskiej filozof i pisarki katolickiej Chantal Delsol – „Koniec świata chrześcijańskiego”. Wielu z tych, których słucham i którzy umacniają mnie w wierze cytowało i odnosiło się do tez, które wypowiedziała Ch. Delsol. Kupiłem tę książkę, ale zanim się zmierzę z zagadnieniami w niej zawartymi sięgnąłem po książkę czeskiego księdza katolickiego, Tomasa Halika – „Listy do papieża”. Po pierwsze dlatego, że jego wypowiedzi są równie często cytowane przez wielu ważnych dla mojej wiary ludzi Kościoła, a po drugie – słyszałem go kilka razy (raz nawet prawie na żywo – w Łodzi) i jego wiedza i sposób w jaki mówi o Bogu i naszej wierze wywarły na mnie pozytywne wrażenie.
I cieszę się, że tę książkę przeczytałem, do czego zachęcam Ciebie czytelniku tego artykułu. Książka napisana jako 12 listów do wyimaginowanego papieża niejednokrotnie zderza moje postrzeganie wiary z innym widzeniem tych samych zagadnień. Mógłbym zatrzymać się i długo komentować poszczególne listy. Tak wydają mi się ważne. Jasne, klarowne i zdecydowane określenie siebie w Kościele. Zdecydowane i pełne zatroskanej miłości spojrzenie na ludzi, którzy jeszcze są w Kościele. Ale też takie samo spojrzenie na tych, którzy z Kościołem nie chcą mieć do czynienia. Próba wskazania, sposobów poszukiwania zagubionych. Ale też wskazanie na potrzebę zauważania tych, którzy do wiary się przyznają. „Te właśnie zasadnicze zmiany na dzisiejszej scenie duchowej często umykają badaniom religioznawczym, stosującym kategorie, za których pomocą nie sposób adekwatnie opisać dynamiki zmian. Odpowiedź na pytanie, kto jest „wierzący”, a kto „niewierzący”, jest znacznie bardziej złożona, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Relacja między religijnością eksplicytną (religijnym przekonaniem wyrażanym za pośrednictwem słów, rytuałów i przynależności do instytucji religijnych) a implicytną, egzystencjalną, często nieuświadomioną wiarą lub niewiarą (tym, co dla konkretnego człowieka odgrywa rolę Boga, jakie obrazy Boga tkwią głęboko w jego podświadomości i mają wpływ na jego postępowanie) stanowi wciąż mało zbadaną dziedzinę. Na dzisiejszej scenie duchowej spotykamy się coraz częściej również z „wiarą niewierzących” i „niewiarą wierzących”.
W innym miejscu ks. Halik tak pisze o potrzebie słuchania, głównym założeniu aktualnego Synodu: „Jeśli chcę słuchać i rozumieć, to muszę najpierw szukać miejsca, gdzie mogę usłyszeć Boży głos – w swoim wnętrzu, w Kościele, a także w wydarzeniach dziejących się w świecie, który nas otacza. Poszukiwanie takiego miejsca stanowi nieodzowny krok na drodze wiary. Wielu spośród tych, którzy twierdzą, że Bóg wobec nich jest niemy, nigdy nie wyszło z hałasu, w którym nie mogą usłyszeć Jego głosu.
Biblia uczy nas, że Bóg zjawia się przede wszystkim w swoim s ł o w i e; przemawia do nas i oczekuje od nas chęci słuchania, sztuki wyciszenia się i woli zrozumienia. Jedną z wielkich pokus na drodze wiary jest redukowanie Bożego słowa do słowa pisanego. Znamy przysłowie „co napisane, to dane”; pisane słowo pomaga naszej pamięci i jest użytecznym środkiem dyscyplinowania naszej fantazji. Ale szuka- nie sensu, wysiłek ku głębszemu zrozumieniu słowa musi być niesiony dynamiką Ducha. „Litera zabija, Duch ożywia” – uczy apostoł Paweł. Ducha nie można hamować lękliwym i mało twórczym przywiązaniem do tego, co kiedyś zostało napisane”.
Coraz częściej możemy słyszeć w przestrzeni wokół nas, że Boga nie ma. I co z tym robimy? Czytając 10. list w tej książce, a zwłaszcza słowa „Bóg umarł” mam przed oczami film pod takim tytułem „Bóg (nie)umarł”, a zwłaszcza sceny, w których młody bohater przytłoczony obciążeniami „wszystkich w grupie” postanowił udowodnić, że Bóg żyje. Poniżej cytat z historii, którą przytacza w tej książce autor: „Być może dramat relacji między człowiekiem a maszyną polega na tej jednej literze w napisie na czole golema, na owym alef. Ta jedna litera odróżnia od siebie dwie podstawowe ludzkie orientacje, dwie zasadnicze postawy wobec rzeczywistości, wyrażone w dwóch zwięzłych zdaniach: „Bóg jest prawdą” i „Bóg umarł”. Literka alef tworzy podział między słowami „prawda” i „śmierć”.
Nietzsche proklamował epokę po śmierci Boga. Dziś robimy kolejny krok w tym kierunku: mówimy o śmierci prawdy, o epoce postprawdziwej, postfaktycznej. W czasach nieustannych zmian, wojen, pandemii, zmian klimatycznych, rewolucji naukowych i przenikania kultur zostało podważone zaufanie do wielkich słów oznaczających kluczowe wartości naszej cywilizacji; dotyczy to także pojęcia prawdy. Nie możemy po doświadczeniu tego „wstrząsu” powrócić do świata starych pewników.
Żadna ideologia, polityczna czy religijna, żadna instytucja, żadne państwo ani Kościół nie może rościć sobie pretensji do monopolu na posiadanie prawdy. Prawda, podobnie jak inne uznawane przez stulecia wartości naszej cywilizacji, nie żyje w niezmiennej, nieruchomej platońskiej krainie idei, gdzieś za ruchomą sceną dziejów. Prawdy nie można posiadać, ale nie sposób rezygnować z jej szukania.
Prawda i inne kluczowe wartości naszej tradycji duchowej mają charakter relacji. Prawda jest zawsze prawdą w kontekście. Odkrywanie sensu jakiegoś twierdzenia i określonego zjawiska zakłada poznanie jego kontekstu i bycie świadomym ograniczoności własnej perspektywy. Racjonalizmu i perspektywizmu nie można zamieniać na moralny relatywizm i noetyczny nihilizm. Do tego jest im równie daleko jak do starego metafizycznego realizmu.
Relacjonalista – w odróżnieniu od relatywisty – nie neguje istnienia i wagi prawdy, wątpi jednak w czyjąkolwiek, siebie nie wyłączając, możliwość pełnego ogarnięcia i zrozumienia prawdy. Jego droga poszukiwania prawdy jest samokrytyczna i samotranscendująca, wymaga stałej przemiany samego siebie.
Jestem przekonany, że to, co stanowi tożsamość i godność człowieka, to, czego człowiek nigdy nie może się wyrzec, to właśnie zdolność do przemiany – to, co Nowy Testament określa słowem metanoia. Słowo to może być różnie tłumaczone i interpretowane – jako przemiana, nawrócenie, konwersja, zmiana mentalności, pokuta. Metanoia, zmiana myślenia, odwraca nas od paranoia – chorobliwego strachu – w stronę pronoia, tj. dalekowzroczności, rozumiejącego otwarcia się na przyszłość.
Metanoia może mieć wiele postaci. Dla robotów Karola Čapka tą transcendencją była miłość jednego do drugiego – była to przemiana uduchowionej maszyny w ludzką istotę. Przypuszczam, że to miłość jest ową transcendencją, przez którą człowiek staje się podobny do swego Stwórcy, Boga, ale nie może ona sprawić, by maszyna upodobniła się do swego twórcy, człowieka.
Prawda i miłość – te dwa słowa, które Václav Havel w listopadzie 1989 roku wpisał na sztandar aksamitnej rewolucji – oznaczają ruch samotranscendencji, postawę otwartości, drogę. Prawdy ani miłości nie można posiadać, ale możemy w niej, z nią i dla niej żyć. Miejscem prawdy nie jest jedynie świadomość, ale także sumienie; miejscem miłości jest nie tylko uczucie (emocja), lecz także współczucie (empatia i solidarność).
Dla nas chrześcijan twarzą prawdy i miłości jest Chrystus – przez Niego, z Nim i w nim (per ipsum, cum ipso et in ipso) mamy dostęp do Tego, który jest pełnią prawdy i pełnią miłości. On powiedział o sobie, że jest Drogą, Prawdą i Życiem. Literkę alef na czole golema należy nieustannie odnawiać. Bóg jest prawdą, to znaczy: my nie jesteśmy prawdą ani właścicielami prawdy. My nie jesteśmy Bogiem ani właścicielami Boga, nie możemy pretendować do roli Boga”.
Waldemar Napora
Najnowsze komentarze