O. TOMASZ GAŁUSZKA OP, teolog: Duch Święty wprowadza życie – także do życia duchowego. Jego figurą mógłby być człowiek krzątający się po domu.
ARTUR SPORNIAK: Po co potrzebny jest nam Duch Święty?
O. TOMASZ GAŁUSZKA OP: Wraz z przyjściem Chrystusa, Jego śmiercią na krzyżu i zmartwychwstaniem następuje odnowienie stworzenia – w to wierzą wszyscy chrześcijanie. To przejście stworzenia na nowy poziom. Po grzechu pierworodnym człowiekowi nic „nie odpadło” – nie miał przed grzechem pierworodnym trzeciej nogi, którą by po nim utracił. Na poziomie natury został taki sam. Utracił natomiast możliwość bliskiego kontaktu z Bogiem. Wraz z przyjściem Chrystusa ta możliwość wraca. Człowiek może na nowo żyć w stanie łaski – in statu gratiae. Ludzie będą to określać jako życie w obecności Boga, w pełnym zaufaniu Jemu, w bliskiej z Nim relacji. Człowiek, który jest blisko Boga, mówi: „jeżeli teraz bym umarł, to się ucieszę”. Ludzie, którzy nie są w łasce, na myśl o śmierci zazwyczaj drżą, bo coś im podświadomie ciąży.
Łaska sprawia, że człowiek jest, jaki jest – po spowiedzi człowiekowi nic nie świeci. A jednak uzyskuje nowe możliwości, np. staje się duchowym światłem dla innych. Zaczyna wchodzić na poziom życia Duchem. I tu pojawia się Trzecia Osoba Boska. Wśród skutków przyjścia Chrystusa jeden jest zaskakujący – i nie dziwię się, że żydzi czy muzułmanie tym się gorszą: Bóg objawił nam, kim jest. Mówiąc szczerze, nie wiem, po co to uczynił. Bo równie dobrze mógł nas zostawić ze świadomością, że jest skrajnie transcendentny, jak w przypadku wiary muzułmanów. Tymczasem Bóg chrześcijan zachowuje się dziwnie – zaprasza do swojego domu, oprowadza po nim i mówi: „Ja tylko z zewnątrz wyglądam jak monolit, wewnątrz tak naprawdę jestem wspólnotą Osób”.
Część księży czuje się nieswojo, gdy w liturgii czytany jest Prolog Ewangelii św. Jana, bo nie wiedzą, jaką z tego tekstu wyprowadzić naukę moralną. A tam nie ma żadnej nauki moralnej! Bóg po prostu mówi: „zobacz, jak mieszkam!”. Gdy relacja – np. miłości – dojrzewa, narzeczeni zapraszają się do swoich domów, przedstawiają rodzicom. Skoro Bóg w Piśmie mówi: „Nazwałem was przyjaciółmi”, to jakby naturalne jest, że zaprasza nas do siebie. Objawienie Trójcy Świętej jest bezinteresownym darem danym przez Boga chrześcijanom, którzy na ten dar wcale nie zasługują. Ze strony Boga to ryzyko, tak jak ryzykiem jest wprowadzenie kogoś do domu i pokazanie mu, jak się żyje.
Kim zatem jest Duch Święty, tak ryzykownie nam objawiony?
On ożywia. Jest tym, który sprawia, że się żyje i chce się żyć. Wyobraźmy sobie wspaniały dom, w którym niby jest wszystko, ale nie ma ciepła i ruchu. Nie ma tego wszystkiego, co sprawia, że chce się tu być. Przychodzi mi na myśl scena z Ewangelii. Jezus przychodzi do domu Piotra i zastaje bezruch – teściowa Piotra leży chora. Gdy ją uzdrawia, ona natychmiast wstaje i powraca do tego domu życie. Figurą Ducha mógłby być krzątający się po domu człowiek.
Niemiecki teolog Gisbert Greshake proponuje eksperyment myślowy: „Wyobraźmy sobie, że istnieje tylko Bóg Ojciec i Jezus Chrystus, a nie ma Ducha Świętego”. I odpowiada, że wtedy Kościół byłby zbiorem mniej czy bardziej wiernych kopii Chrystusa. Duch sprawia, że jest możliwa różnorodność w jedności – dzięki wzajemnej wymianie.
Z kolei św. Tomasz, mówiąc o Duchu Świętym, proponuje metaforę z dziedziny sztuki. Bóg Ojciec jest jak kompozytor, który w pewnym momencie wpada na genialny pomysł niezwykłego utworu. Pojawia się myśl, która jest w pełni gotową, doskonałą partyturą. Nie bez powodu o Bożym Synu mówi się jako o Logosie – Słowie. Ale zrodzona w twórczym akcie kompozytora partytura w pełni zaczyna żyć dopiero, gdy zostanie wykonana przez artystę. Artysta w jeden tylko sposób może oddać chwałę kompozytorowi – przez wykonanie jego partytury. Duch Święty jest taką muzyką. Ojciec rodzi Syna, Syn kocha Ojca – następuje wymiana miłości, która jest Duchem Świętym. Więc odpowiadam na eksperyment Greshakego – dla mnie Trójca bez Ducha Świętego jest jak danie ludziom partytury bez możliwości wykonania. Jak mielibyśmy się nią wówczas zachwycić?
Św. Tomasz zinterpretuje też trwanie apostołów w Wieczerniku po zmartwychwstaniu Jezusa, mówiąc, że apostołowie trwali w łasce uświęcającej. Można powiedzieć, że wytworzyli sobie taką wygodną i bezpieczną republikę wieczernikową. Co natomiast robi Duch Święty? Wyprowadza na zewnątrz. Tomasz wręcz mówi, że wyrywa ich z bezpiecznego wnętrza Kościoła.
Człowiek w Synu staje się synem – zostaje usynowiony przez Boga Ojca. Ten aspekt chrześcijaństwa pielęgnują przede wszystkim nurty tradycjonalistyczne. Dla nich ważne jest bycie Bożym dzieckiem, które jest przy Ojcu i podziwia Go. W pewnym momencie jednak przychodzi Ojciec i mówi: drogi synu, weź Ducha Świętego i idź zmieniać świat. Gdyby nie zesłanie Ducha Świętego, trwalibyśmy do dzisiaj w Wieczerniku. Ale jak mówi Paweł: „Nie jesteśmy tylko dziećmi, ale i dziedzicami”.
Czy niesłychany sukces ruchów charyzmatycznych można wytłumaczyć potrzebą wzięcia Bożego dziedzictwa w swoje ręce?
Św. Tomasz wskazuje na dwa typy chrześcijan: ukształtowanych na wzór Jana i na wzór Piotra, czyli kontemplatyków i ludzi aktywnych. Doktor Anielski przyznaje, że nie wie, którzy są ważniejsi w życiu Kościoła: Janowie są bardziej kochani przez Chrystusa, a Piotrowie bardziej kochają Chrystusa. Różnicę między nimi widać w scenie, gdy Jan i Piotr biegną do pustego grobu – Jan zatrzymał się przed progiem, zajrzał do grobu i uwierzył, Piotr natomiast wszedł do środka. Tomasz mówi, że są ludzie, którzy poznają, ale nie doświadczają, nie muszą dotykać, czuć, żeby rozumieć. Piotrowie zaś są aktywni, doświadczają, a zrozumienie przychodzi później albo nigdy.
Współczesny problem z ruchami charyzmatycznymi można pokazać przy pomocy tego rozróżnienia: charyzmatycy często nie chcą poddawać swojego doświadczenia teologicznemu namysłowi. Z kolei ludzie bardziej nastawieni na tradycję mówią: czy nie wystarczy poznać, by uwierzyć?
Niestety charyzmatycy zbyt często bazują na amerykańskiej literaturze zielonoświątkowej, w której namysł teologiczny jest słabo obecny. Podobny problem mają egzorcyści i ludzie zafascynowani literaturą demonologiczną, dla których często ważniejsze jest, co powiedział demon, niż porządna analiza teologiczna. Tradycjonaliści z kolei boją się religijnego doświadczenia – wystarcza im przeżycie piękna liturgii. Podobny problem mają religijni intelektualiści. Zauważam, że tomiści ignorują te fragmenty pism św. Tomasza, które mówią o charyzmatach.
Co zatem one mówią?
Piszę o tym obszerniej w książce „Odnowa w łasce”. Zapytajmy najpierw, dlaczego charyzmaty się objawiły dopiero współcześnie w ruchach charyzmatycznych? W burzliwym okresie reformacji nad pytaniem, dlaczego Kościół nie doświadcza charyzmatów obecnych w pierwotnym chrześcijaństwie, takich jak dar proroctwa, uzdrawiania czy mówienia językami, zastanawiał się dominikański polemista Lutra – Kajetan. I on, jako kardynał, odpowiedział, że to wina niewrażliwości biskupów. To nie jest tak, że Duch Święty przestał działać w Kościele.
Charyzmat jest nadprzyrodzonym darem danym człowiekowi przez Boga w bardzo konkretnej misji. Jeśli powiedzieliśmy, że prócz tego, iż jesteśmy dziećmi Bożymi, jesteśmy także jego dziedzicami, to znaczy, że Bóg zaprasza nas do działania. Tak należy rozumieć bierzmowanie – jako rozeznawanie i podejmowanie własnej misji w Kościele. Według słów Tomasza, jeżeli człowiek podejmuje misję, Bóg daje mu dary, których w danym momencie potrzebuje – właśnie charyzmaty. Łaska uświęcająca czyni cię dzieckiem, a charyzmat sprawia, że zaczynasz działać w Kościele w sposób bardzo skuteczny.
Cieszący się największym zainteresowaniem charyzmat uzdrawiania jest jednocześnie najtrudniejszy dla osoby nim obdarowanej. Zdarza się, że te osoby czują, iż są instrumentalnie traktowane. Tymczasem Tomasz zaznacza, że dar uzdrawiania jest dany przede wszystkim dla rozpalania wiary. Nie po to, byśmy mieli alternatywną służbę zdrowia. Apostołowie sami dla siebie nie prosili o uzdrowienie. Paweł odkrywa, że jego wewnętrzne zmaganie – oścień dla ciała – jest mu zadane, że „moc w słabości się doskonali”.
Czy posiadane talenty albo odkrywane powołania są charyzmatami?
Nie, charyzmaty są czymś ekstra. Ale nie ma się co na nich skupiać, bo to tak, jakbyśmy w relacjach z innymi skupiali się na otrzymywanych prezentach. Mogą one być różne, np. dary związane z poznaniem. Powiedzmy jeszcze raz: normalną drogą jest życie z Bogiem. Jeżeli żyjesz z Bogiem, nie powinieneś się dziwić, że możesz mieć różnego typu doświadczenia charyzmatyczne – od proroctw, poprzez doświadczenia mistyczne, po różne iluminacje. Kiedy czytam „Dzienniczek” siostry Faustyny, widzę, że doświadczała ona różnych charyzmatów, tylko nie potrafiła ich ponazywać.
Pisze Ojciec za św. Tomaszem o „niewidzialnych posłaniach Osób Boskich”. Co to takiego?
To jeszcze coś innego. Najważniejszą rzeczą jest zerwanie z grzechem, czyli nawrócenie i życie w stanie łaski uświęcającej. Wówczas Bóg spokojnie nas prowadzi do celu, jakim jest On sam. A pragnienie Boga jest wpisane w naszą naturę. Według św. Tomasza piekło nie będzie polegać na wyrafinowanym „grillowaniu”, tylko na spełnieniu naszych rzeczywistych pragnień – jeśli to było cokolwiek innego od Boga, np. rzeczy materialne, będziemy musieli się tym zadowolić na wieczność.
Życie w łasce – odnawiane w sakramencie spowiedzi, wzmacniane modlitwą i Słowem – przyrównać możemy do płynięcia łodzią z rozpostartym żaglem. Może się zdarzyć, że podczas życiowej podróży doświadczymy nagłego podmuchu i będziemy musieli zmienić kierunek żeglugi. Tomasz nazywa to niewidzialnym posłaniem Osób Boskich. W pewnej chwili Bóg chce, żeby człowiek uczestniczył w Jego życiu, czyli w misji posłania w świat Syna-Słowa i Ducha Świętego-Miłości. Mówiąc kolokwialnie, jest to „podłączenie się” do działania Bożego w świecie. I ukoronowanie naszego życia duchowego.
Charyzmatycy to nagłe duchowe „szarpnięcie” nazywają w sposób bardzo nieprecyzyjny, a nawet mylący, „chrztem w Duchu Świętym” i czasem wyżej je cenią od sakramentu chrztu, co jest teologicznym nieporozumieniem. Chrzest przywraca nam synostwo Boże i umożliwia życie w łasce. Natomiast posłanie Osób Boskich włącza nas w misję Boga w świecie.
A konkretnie, jeżeli dany człowiek ma posłania dotyczące myśli, wtedy otrzymuje dar proroctwa. Ten dar „współpracuje” ściśle z naszą zmysłową i ulokowaną w mózgu wyobraźnią i nie oznacza, że się nagle słyszy jakiś wewnętrzny głos.
Jak go rozpoznać?
Mamy w wyobraźni odciśnięte w ciągu życia różne obrazy. Dar proroctwa polega na tym, że w naszej wyobraźni pojawia się nagle nadprzyrodzone światło (lumen propheticum), oświetla pewne obrazy i człowiek nie umie wytłumaczyć tej wizji np. tym, że coś zjadł na kolację czy obejrzał wciągający film.
Zawsze trzeba to poddać rozeznaniu. Jeżeli mnie by ktoś poprosił o radę w sprawie swojego daru proroctwa, przede wszystkim doradziłbym mu ascezę wyobraźni. Tomasz mówi, że gdy wyobraźnia jest wyciszona, jej powierzchnia jest gładka i można więcej zobaczyć, jeżeli pojawi się światło. Wszystkie dary, jakie możemy otrzymać, związane są z naturalną pracą naszego mózgu. Mogą zatem występować różnego rodzaju zniekształcenia.
Wyobrażam sobie, że gdyby Tomasz trafił na spotkanie współczesnych charyzmatyków i usłyszał, że ktoś otrzymuje proroctwo, zapewne wziąłby taką osobę na bok i zapytał, czy jednak pojawienia się tych obrazów nie potrafi wytłumaczyć w sposób naturalny. Potem zapytałby o to, jakie to proroctwo przyniesie skutki dla wspólnoty. Jeśli złe, to trudno ich genezę przypisywać Bogu.
Ale Bóg jest dziwny, nie wiedzieć czemu zaprasza nas, ignorantów w zabłoconych butach, do swojego domu. Teraz jeszcze widzimy, że rozdaje swoje dary na prawo i lewo, co sprawia nam wyraźny kłopot.
A po co we wspólnotach charyzmatycznych glosolalia, czyli „mówienie językami”? Niektórzy twierdzą, że modlą się „językami aniołów”…
Tomaszowi nie było dane obserwować tego charyzmatu, ale na podstawie wypowiedzi św. Pawła trafnie wywnioskował, czym on jest. Napisał, że to nie jest żaden artykułowany język, przyrównał tę modlitwę do gaworzenia dziecka. Dar języków jest formą chwalenia Boga w sposób, który rozumie sam Bóg. Wspólnota ma zatem z niego pożytek, jeżeli modlitwie tej towarzyszy dar prorokowania albo tłumaczenia języków. Tak czy inaczej jest to najbardziej prymitywny, czyli pierwotny charyzmat. Trudno chcieć zatrzymywać się w rozwoju duchowym na gaworzeniu…
Pojawiają się też nowe zjawiska, jak np. „spoczynek w Panu” – prowadzący modlitwę nakłada ręce na głowę osoby i ona upada zemdlona. To nowe charyzmaty czy niebezpieczna psychomanipulacja?
Wszystkie duchowe doświadczenia, o których rozmawiamy, zakładają udział naszej sfery zmysłowej, emocji i mózgu. A mózgiem i psychiką można manipulować. W grę wchodzi złe rozpoznanie i mylenie przyczyn nadprzyrodzonych z naturalnymi. Pod uwagę trzeba brać też autosugestię, hipnozę czy to, czym się zajmuje psychologia tłumu.
Próbując „myśleć” świętym Tomaszem podejrzewam, że nie wykluczyłby on takiego charyzmatu jak „spoczynek w Duchu Świętym”. Byłby to charyzmat zapowiadający to, co nas czeka w niebie – niezwykła rozkosz spoczynku w Bogu. Życie duchowe potwierdza, że w czasowy i bardzo niedoskonały sposób możemy doświadczać przedsmaku nieba. Tomasz zapewne dodałby, że charyzmat ten jest raczej rzadki. Na pewno trzeba tu byłoby rozpoznać rolę dotyku.
Skąd wśród charyzmatyków aberracje – np. straszenie przedmiotami, które rzekomo stanowią furtki dla demonów?
Najpierw odpowiedzmy na pytanie, dlaczego teologowie nie lubią zajmować się charyzmatykami. W doświadczeniu Bóg wymyka się nam spod kontroli. Teolog, dopóki Pana Boga nie doświadcza, może Go pozamykać w fajną siatkę kategorii i terminów, i traktować jak przedmiot badany w laboratorium. Ale z drugiej strony, pozostawiając doświadczenie bez intelektualnego namysłu, możemy się zwodzić i manipulować. Dlatego Piotr musi iść razem z Janem, wrażliwość z siłą, zmysły z intelektem, praktyka z teorią. I to jest apel skierowany przede wszystkim do kapłanów i liderów angażujących się w ruchy charyzmatyczne. A co się tyczy demonologii, warto pamiętać, że ich władza nad światem i nami jest dość ograniczona. Jak mówi Tomasz – mogą nas oglądać jedynie z zewnątrz jak wnikliwi obserwatorzy i szpiedzy, ale i tak nie mają żadnego wejścia i dostępu do naszego umysłu. Nasz umysł znany jest jedynie Bogu. ©℗
Tygodnik Powszechny, Kraków 9 czerwca 2019 nr 23 (3648), str. 35-38.
O. TOMASZ GAŁUSZKA jest dominikaninem, mediewistą, kierownikiem Katedry Historii Starożytnej i Średniowiecznej UPJPII w Krakowie. Ostatnio opublikował książkę „Odnowa w łasce. Teologia charyzmatów św. Tomasza z Akwinu” (Esprit 2018), w której pokazał, że zjawiska występujące we współczesnym ruchu charyzmatycznym można zinterpretować przy pomocy teologii św. Tomasza.
Najnowsze komentarze